Przejdź do głównej zawartości

Kiwi gościnnie: Stany świąteczne cz:II : Pierwszy wulkan

Kolejny dzień w Aloha State zwanym tu pociesznie: HI



Naprzeciwko hotelu poszliśmy na śniadanko ale porcje nas zaskoczyły. Wielkie naleśniki w wersji hawajskiej (Lilikai) solidnie wypełniły nas na większość dnia więc tempo docierania na docelową kwaterę na przedmieściach nie było specjalnie pośpieszne.






Kawałek siesty z pogadankami rodzinnymi na kwaterze:


Tak wyglądaja przedmieścia Honolulu gdzie będziemy parę dni. Na atrakcje dostępne autobusowo mamy przystanek 5 minut od miejsca zamieszkania, na dalsze rzeczy i dni bierzemy samochód, tym razem spróbuje Turo które działa dość sprawnie w USA (no i mam jakiś promocyjny voucher na 25$ :))


W drodze do krateru - parku Diamond Head State Monument. Już od samego podejścia od przystanku są niezłe widoki:




Tu tez docierają drewniane autobusiki ze stonką turystyczną:


Do kratery wchodzi się przez tunel, część piesza jest dość ciasna ale nie byliśmy jedyni.




Podejście na koronę krateru jest wygodnie oschodowane i oporęczowane. Niestety są dzikie tłumy głównie azjatów. Prawie całe półgodzinne podejście odbywa się w ciasnym szeregu. Zdjęcia poniżej są chlubnym wyjątkiem bo okazja nie zdaża się często.



Po odstaniu w kolejce do zdjęcia:




Ta wspaniała chwila gdy w tunelach nie ma węża chińczyków.


Widok z samej góry na dwie strony:




Pod górą jest labirynt korytarzy i okna umocnień militarnych "Battery 407":


Wyjście z tuneli:



Żonka zażyczyła sobie lokalnego ananasa do popijania:


Przystanki na Hawajach bywają nawet na rogu ulicy w krzaczorach:


Na obiad trafiliśmy do najbliższej galerii handlowej gdzie była impreza okolicznościwa. W odróżnieniu od wyjców z Hawaian airlines którymi katowani byliśmy nagminnie tych nawet dało się słuchać.


Zdrowy obiad nie jest łatwy do zdobycia w USA, żeby nie było na wierzchu bekonik:)





Komentarze

  1. Jedzonko wygląda całkiem przystojnie ,ocean cieplutko,czego chcieć więcej

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację z...

Kiwi Funcargo

Dla ciekawych kupiłem praktyczne jeździdło: Toyota Funcargo 1.3 za ok 10tys zl. 110 tys km przebiegu, rocznik 2000, ciemne szyby & owiewki ale też kilka obtarć i jedna plamka rdzy na wgniotce z lewej. Aha i wiem kołpak lewy przedni gdzieś wcięło, trudno. Wszelkie akcesoria z klimą i elektryką oraz łacznie z 5 calowym TV w środku do Japońskiej telewizji NHK, CD, radio i kaseciak odsłanijacy sie zza ekranu - niezły bajer. Szkoda że po japońsku ale jakoś daję radę włączyć radio. W środku syf straszliwy po Chińczykach więc spędziłem deszczowe przedpołudnie na ogarnięciu wszystkiego. Mimo szperania wszędzie nie stwierdziłem obecności rudej czy innych problemów - to zasługa braku zim. Jeździ zupełnie fajnie - trzeba będzie napiąć pasek alternatora bo popiskuje - sprawę na razie załatwiłem antypoślizgowym sprayem z dyskontu. Światła przydało by się przepolerować ale ten model tak ma więc załatwię jak będę miał czym.

Jak powiększyć dom o 41%?

Witajcie drodzy oglądacze. Dziś będzie trochę o pomyślnie zakończonej epopei pod nazwą "zadaszenie tarasu" lub jak kto woli powiększenie domu o 18m2. Na początku był...o dziwo projekt (tu już w wersji ostatecznej oczywiście):  A fizycznie... zaczęło się niewinnie gdyż zamierzałem wykorzystać umieszczone uprzednio w ziemi słupy na których wisiały słoneczno-chronne żagle: Projekt na początku przed wizualizacjami 3d  - jak to zwykle bywa - optymistycznie zakładał dodanie trzech słupów przy domu, potem jakieś tam ścianki, dach, okna, szuru-buru i gotowe,  ha, ha, ha. Po zdjęciu misternej żaglowej konstrukcji dwóch kwadratów i trójkąta okazało się że słupy wystawione prawie rok na działanie wiatru, słońca i deszczu wypaczyły się niemiłosiernie i nadają sie albo do prostowania albo do wykopania i na opał.   Po empirycznym sprawdzeniu iż nie da się odwinąć odkręconego na słojach słupa za pomocą namoczonej i suszonej w słońcu owiniętej okrętowej liny, nie pomaga też pol...