Przejdź do głównej zawartości

Kiwi gościnnie: Stany świąteczne cz: IV Dwa wulkany i mokry busz

Pierwszy dzień świąt - dobry start z tęczą, wielkie plany zwiedzania, na poczatek idziemy na śniadanie do lokalnej kawiarni:



Wyzwanie na dziś : Podejście pod latarnię morską Makapu'u Point



Świąteczny nastrój!


Szlak jest prosty i przyjemny - trzeba być rano bo parking na dole zapełnia się w oczach i tłumy na szlaku są z każdą godziną większe.









Znaleźliśmy swoje własne miejsce z widokiem na drugą stronę wyspy:


Post from RICOH THETA. #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA


Najwyższy punkt na wzgórzu nad latarnią:






Oczywiście włazimy gdzie się da:


Zgodnie z Hawajską i Nowo-Zelandzką tradycję nie ma takiej góry której nie dało by się zdobyć w sandałach.







Krótki przystanek na lokalnej plaży z jakimś ośrodkiem badawczym na pirsie:


Plaża Kailua / Lanikai z wydmami pełnymi "kapusty":


Typowy domek Hawajski :


Droga na szlak Pillbox hike - drugie wyzwanie na dziś.



Znaleźliśmy zamaskowane wąskie przejście między domkami i odpowiednią strzałkę:


Podejście z ciągłym widokiem na wyspy i zabudowania:


Po drodze lekkie przepaście - na szczęście nie pada i na bobsleje po glinie się nie zapowiada:) To nie jest wejście ani zejście na tym zdjęciu. To jest tzw. "sru w dół"






Wysepki na horyzoncie mają swoje własne plaże na które można dostać się tylko łódką. Przez lornetkę widać że mimo niepewnej pogody kilku skorzystało:



Podejście strome ale na szczęscie krókie - pod górkę ok 40 minut spokojnego marszu. W upale może być i godzina.



Najwyraźniej jest to rodzaj Światęcznej Gwiazdki - tu zasilana panelem słonecznym w nocy wygląda zapewne nieźle z daleka. Widzieliśmy potem ten kształt w wielu miejscach:


Same budki Pillbox wyglądają na stare instalacje wojskowe - typowe bunkry z drabinami - turyści oczywiście włażą na nie gdzie popadnie, niektórzy dają upust talentom malarskim.


Kolejny zestaw wyżej, też tam byliśmy oczywiście:



Post from RICOH THETA. #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA



Pogoda na powyższą wspinaczkę idealna bo inaczej jest to jedna wielka patelnia. Chmury przetaczają się nad ostrymi wulkanicznymi szczytami w sposób spektakularny.



Wracamy jadąc inna drogą przez przełęcz "autostradą" Kamehameha.
Przy tunelu pod szczytami atakuje deszcz:



Punkt widokowy: Nu'uanu Pali - trzeba do niego kawałek wrócić lokalnymi dróżkami bo pod nim jest właśnie wjazd do tunelu od północy.



Z punktu szybko wygania nas chłód i deszcz, ale jest pięknie:


Tam gdzieś byliśmy:



Komentarze

  1. Odnośnie sandałów ... to nasza obserwacja z Grecji jest taka, że nie ma w Grecji takiego szlaku, którego Grekom nie udałoby się przejść w japonkach :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln