Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2017

Maraton Auckland ASB poprzez miejski most i dalej

Dziś nadeszła ta wyczekiwana chwila. Chwila dla której wylewaliśmy hektolitry potu i zdarliśmy setki zelówek...znaczy eem może trochę przesadzam ale jakiś tam program treningowy zrobiliśmy dzielnie. Wzieliśmy udział w John West Traverse 12 km z przebiegiem przez most który normalnie nie jest dostępny dla pieszych. W ten jedyny dzień rano przebiegają po nim maratoniści, wkrótce po tym pół-maratonisci no i przed 10 rano grupa Traverse czyli my.  Kilka zdjęć wyłowiliśmy na stronach fotografów w postaci próbek które można za odpłatnościa zamówić w pełnej rozdzielczości - tu jako miły dodatek. Rano było dość chłodnawo - dojechaliśmy autobusem na drugą stronę mostu. Lecą pół-maratoniści: Na nas czas - kawałek autostrady Northern Motorway z panoramą miasta i rozlewiskami pływowymi Shoal Bay: Lecimy po moście: Żonka z widokiem na metropolię: W tle dwa wygasłe wulkany: Widoczek ustrzelony z biegu:  To już po drugiej stronie mostu:

Nudny dzień? Skok do Queenstown i z powrotem...

W wyniku pewnego rzadkiego splotu niefortunnych wydarzeń... lub jak kto woli tzw. bazjlu nagle okazało się że na targach gdzie przebywają nasi szefowie brakuje kilku niezbędych gadżetów. Po krótkiej naradzie wojennej odgórnie zdecydowano wysłać mnie z misją specjalną do Queenstown - wszystko trwało jakieś pół godziny - po nastepnej połowie byłem już w drodze na lotnisko. W Auckland lało jak piorun, szaro i buro. W Queenstown pełnia lata, a ja po oddaniu koledze wysłanego na lotnisko przedmiotu misji miałem dwie godzinki na powrotny samolot. A więc spacerkiem w góry! Pierwsze zdjęcie w całości nielegalne, zostałem lekko ochrzaniony no ale trudno, tu na szczęście do gułagów nie zsyłają za szpiegowanie - chodzi o sprawne wysiadanie z samolotu i dziarski krok do terminala bez robienia sobie zdjęć tu i tam. A fotografować jest co. Terminal w Queenstown - w tle "Remarkables", święta za pasem - jedzonko w budce po lewej bardzo dobre. Mocno indiańsko wyglądający

Jaskinie Waitomo: firnament świecących robaczków

Dziś w planie zestaw widoczków z podziemi, a konkretnie jaskiń Waitomo.  Na zwiedzanie można spokojnie zaplanować cały dzień bo zestaw trzech największych to przynajmniej 5-6 godzinna impreza. W pierwszej najbardziej reklamowanej jaskini niestety nie można robić zdjęć, a i wrażenia z podziemnej trasy łodzią z firnamentem świecących robaków (glow worms) są trudno do przekazania w tej formie. "Rejs" odbywa się z konieczności w ciszy i po ciemku co nadaje doświadczeniu magiczny charakter. Coś jakby płyniecie pod niebem pełnym gwiazd gdy te znajdują się na wyciągnięcie ręki.  Potem w drugiej i kolejnej jaskini można już do woli szaleć z aparatem więc oto i kolekcja tego co upolowaliśmy: Sztylety wiszą z sufitu oraz wystają z podłogi. To na górze nazywają organami. Jeden z najdłuższych stalaktytów - waży sobie dwie tony i ma kilka milionów lat. Panoramy i sufity. Panorama pion