Dziś ostatni dzień na Hawajach. Zaczynamy baaardzo rano - jeszcze ciemno.
A wszystko po to by być w pierwszej grupie na snorkling w zatoce Hanauma.
Mnie jak zwykle wykończyła wszechobecna chłodnicza klimatyzacja, siorbię, gardło w strzępach i mam nurkowanie z głowy.
Po dotaraciu na miejsce chyba przed szóstą zajmujemy jedno z ostatnich miejsc na parkingu, wstęp do zatoki jest ograniczony ale załapujemy się na grupę która wchodzi nim cokolwiek jeszcze jest czynne więc odstajemy swoje w wypożyczalni sprzętu dla Ani, alo za to pierwsi w kolejce na dole.
Potem ja mam sporą chwilę na obserwację wschodzącego słońca nad zatoką:
My już wychodzimy objechać po raz ostatni wyspę gdy w dół zmierzają już całe tłumy plażowiczów.
Zatoka Hanauma wtedy gdy zaczyna się już przygrzewanie słońcem, wyraźnie widać rafy do nurkowania:
Pierwszy przystanek po drodze na tzw. blowhole - czyli,hmm: no taka dziura w skałach gdzie jak w kominie woda wystrzeliwuje jak gejzer gdy fale są od spodu wystarczające.
Najpierw jednak przypomnienie że jesteśmy w Ameryce:
Niektórzy jak widać mają mały problem...z małym z parkowaniem.
Gdzieś stąd strzelało, oczywiście jak już namierzyliśmy aparatami to robiło to z pewną nieśmiałością.
Nie chciało nam się czekać gdyż stężenie chińczyków na parkingu zwiększało się niebezpiecznie.
Pojechaliśmy więc na ukrytą zupełnie pustą plażę (Kahana Bay - ale nie mówicie nikomu) gdzie znaleźliśmy tylko wózek od kajaka i ..
Na plaży są też ...no, normalnie głowy są - ładnie owłosione:
Wypatruję źródła migracji kokosów.
Ten wygląda jak zapasiony chomik:
Ciekawostka lokalna. To że w kibelku jest basen to już specyfika USA, ale te ścianki między "kabinami" zachecają do ożywionej dyskusji z sąsiadem. To pewnie stara hawajska tradycja.
Po nieśpiesznym objeździe wyspy miejsce na lunch było z widokiem na naturalny basen kąpielowy (niedaleko Sharks Cove). Wśród pisków i krzyków co jakiś czas większe fale wdzierały się do środka:
i znów ta sama plaża:
Przed wieczorem jeszcze ostatnie zakupy w Honolulu w Alamoana Center i wieczór na plaży:
Po poworcie z plaży musielismy oddac o czasie samochód, co okazało się dość trudne bo udało nam się go autentycznie zgubić na dziesieciu różnych parkingach dookoła galerii handlowej. Znalismy kolor i numer piętra ale jakiś magik zrobił ten sam system w każdym budynku parkingu piętrowego. O skali tych konstrukcji mieliśmy przekonać się własno-nożnie. Wspomaganie obsługą centrum dla których to nie pierwszyzna że ktoś gubi samochód u nich po niecałej godzinie udąło się go znaleźć i odstawić jak trzeba. Korzystaliśmy z Turo, a własiciel na pożegnanie zaczął nam na poważnie opowiadać że jest członkiem międzygalaktycznego kościoła Jedi, dostałem nawet magiczną-metaliczną wizytówkę - szkoda że zaginęła w podróży bo lektura tego papierka była niezapomniana. Tym optymistycznym akcentem wylądowaliśmy na lotnisku.
Następna część już na kontynencie!
A wszystko po to by być w pierwszej grupie na snorkling w zatoce Hanauma.
Mnie jak zwykle wykończyła wszechobecna chłodnicza klimatyzacja, siorbię, gardło w strzępach i mam nurkowanie z głowy.
Po dotaraciu na miejsce chyba przed szóstą zajmujemy jedno z ostatnich miejsc na parkingu, wstęp do zatoki jest ograniczony ale załapujemy się na grupę która wchodzi nim cokolwiek jeszcze jest czynne więc odstajemy swoje w wypożyczalni sprzętu dla Ani, alo za to pierwsi w kolejce na dole.
Potem ja mam sporą chwilę na obserwację wschodzącego słońca nad zatoką:
My już wychodzimy objechać po raz ostatni wyspę gdy w dół zmierzają już całe tłumy plażowiczów.
Zatoka Hanauma wtedy gdy zaczyna się już przygrzewanie słońcem, wyraźnie widać rafy do nurkowania:
Pierwszy przystanek po drodze na tzw. blowhole - czyli,hmm: no taka dziura w skałach gdzie jak w kominie woda wystrzeliwuje jak gejzer gdy fale są od spodu wystarczające.
Najpierw jednak przypomnienie że jesteśmy w Ameryce:
Niektórzy jak widać mają mały problem...
Gdzieś stąd strzelało, oczywiście jak już namierzyliśmy aparatami to robiło to z pewną nieśmiałością.
Nie chciało nam się czekać gdyż stężenie chińczyków na parkingu zwiększało się niebezpiecznie.
Pojechaliśmy więc na ukrytą zupełnie pustą plażę (Kahana Bay - ale nie mówicie nikomu) gdzie znaleźliśmy tylko wózek od kajaka i ..
...krabiki strusie-pędziwiatry. Słabo widać, a to najlepsze zdjęcie jakie mam. Są malutkie, zlewają się z piaskiem i wychodzą z otworów w piasku. Robią spokojnie 2-3 metry na sekundę:
To oczywiście kokosy w środowisku naturalnym migrujące z pływami i oceanem. A ktoś kiedyś powiedział że kokosy nie migrują i trzeba jaskółki..
Wypatruję źródła migracji kokosów.
Ten wygląda jak zapasiony chomik:
Na końcu plaży była huśtawka. Skorzystaliśmy.
Ciekawostka lokalna. To że w kibelku jest basen to już specyfika USA, ale te ścianki między "kabinami" zachecają do ożywionej dyskusji z sąsiadem. To pewnie stara hawajska tradycja.
Przerwa na kwiatek:
i znów ta sama plaża:
Musieliśmy przetrawić lunch i nawet udało się zaliczyć małą drzemkę w cieniu.
Przed wieczorem jeszcze ostatnie zakupy w Honolulu w Alamoana Center i wieczór na plaży:
Po poworcie z plaży musielismy oddac o czasie samochód, co okazało się dość trudne bo udało nam się go autentycznie zgubić na dziesieciu różnych parkingach dookoła galerii handlowej. Znalismy kolor i numer piętra ale jakiś magik zrobił ten sam system w każdym budynku parkingu piętrowego. O skali tych konstrukcji mieliśmy przekonać się własno-nożnie. Wspomaganie obsługą centrum dla których to nie pierwszyzna że ktoś gubi samochód u nich po niecałej godzinie udąło się go znaleźć i odstawić jak trzeba. Korzystaliśmy z Turo, a własiciel na pożegnanie zaczął nam na poważnie opowiadać że jest członkiem międzygalaktycznego kościoła Jedi, dostałem nawet magiczną-metaliczną wizytówkę - szkoda że zaginęła w podróży bo lektura tego papierka była niezapomniana. Tym optymistycznym akcentem wylądowaliśmy na lotnisku.
Następna część już na kontynencie!
Uwielbiam snorkeling. Jest to dla mnie jedna z najbardziej relaksacyjnych czynności. Łączy w sobie całą masę zajebistości: aktywność fizyczna, poczucie swobody, szum wody, bujanie fal i hipnotyczne spojrzenie na dno pokryte siatką załamujących się promieni słonecznych :)
OdpowiedzUsuń