Wróciliśmy na ścieżkę Oakley Creek. Tym razem pieszo, rodzinnie i podczas chwilowego przejaśnienia w sobotnie popołudnie: Strumień jak to strumień szumi wesoło. I wygląda też dziko - dalej jesteśmy w środku naszych przedmieść a wygląda jak rasowy busz. Ścieżka cały czas meandruje w mini kanionie. Wodospad w całej okazałości. Wygląda jak jesień a mamy hmm.. środek zimy? Kanion powoli się rozszerza. Po drodze jest strzałka do pokazowego sadu gdzie uprasza się o nie zrywanie jadalnych owoców ale oczywiście można sobie pooglądać wszystko z bliska: Nie mam pojęcia co to jest ale może być smaczne. Ten sam problem tu. Aha! to już swojskie mandarynki. Na górze cytryny, na dole limonki: Nad wszystkim piętrzyły się bananowce niestety owoców akurat brak: Nic tylko zostać rolnikiem... Powiedzenie aby do wiosny tu się raczej nie sprawdza. Dobra, będzie lało i chłodno ale jest co jeść.