Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2019

Kajakowanie powraca w falującym stylu

Jak pewnie oglądacze bloga domyślają się że przed wyjazdem do NZ sprzedaliśmy oba kajaki. Związane było to z domniemanymi problemami z wwiezieniem ich tutaj w formie używanej - już z  za namiot zapłaciliśmy jak za zboże bo musiał być "wyczyszczony" przez pogranicznych obrońców endemicznych kultur bakterii NZ. Oczywiście jeszcze tego tak naprawdę nie wiedząc woleliśmy nie ryzykować - a więc "żółty-szybki": Advanced Elements i tandem Sevylora K2 (pseudonim: Patiomkin) poszły do ludzi w Danii. Na nieocenionych aukcjach po cichu cały czas polowałem na ofertę czy ktoś nie ma przypadkiem na zbyciu kajaka Advanced Elements w formie tandemu. No i okazja się trafiła. Nabylismy model Lagoon 2 który jest trochę mniej wyprawowy bo ma dość ścięty tył. Ściętość ma swoje dobre strony bo sprzęt jest dużo lżejszy od Patiomkina, a może nawet od żółtego-szybkiego.  Nie zapakujemy jednak z tyłu już raczej namiotów ale jak będzie trzeba coś się wykombinuje. Jest też mniej poda

Powrót na Waiheke na początek roku

Na pierwszy weekend stycznia idąc za ciosem snorkelingu na Hawajach żonka znalazła sobie grupę nurkujących lokalnie. Spotkanie było zaplanowane na północnej plaży wyspy Waiheke więc wzięliśmy rowery na prom by tam dotrzeć. Tradycyjnie dojazd do miasta samochodem z rowerami ale prom braliśmy z nieco innego miejsca : Half Moon Bay. Parkowanie tam na cały dzień w odróżnieniu od centrum jest darmowe i bezproblemowe. Warto natomiast być wcześniej bo dedykowany parking zapełnia się szybko; wyładowaliśmy więc rowery i na statek. Podróż jest trochę szybsza niz z centrum mają też fajny barek :) Po wyokrętowaniu w ciągu 20 minut labiryntem uliczek dotarliśmy na plażę. I pierwsza uwaga praktyczna: poruszanie się po Waiheke rowerem jest dość w porządku (oczywiście ścieżki czy pasy rowerowe są szczątkowe) ale trzeba mieć na wierzchu gps i zdecydowanie wspomaganie jakiekolwiek na góry bo to same serpentyny i plątanina uliczek. Lub przynajmniej dobrą mapę i pamięć gdzie skręcić

Kiwi gościnnie: Stany świąteczne cz: XIV Coś innego na dzień ostatni

Dziś juz ostatni dzień więc mimo że S.F. ma do zaoferowania wiele - w szczególności maniakom kina akcji w ramach odwiedzin znajomych miejsc - poszliśmy tam gdzie od wielu lat akcji nie ma. Do Japońskiego Ogrodu Herbacianego. Oczywiście przypadkiem:) Wybór oryginalinie padł na Golden Gate Park aby odpocząć trochę od zgiełku miasta który tak na marginesie wcale mostu blisko nie jest. Oznaczywszy sobie kilka ciekawych miejsc na jego mapie i zaczynając od ładnej kawiarni w okolicy ruszyliśmy powłóczyć się trochę z dala od betonowej dżungli: Jak to mówią: WTEM!: W ogrodzie właśnie zbierała się grupa na sesję z przewodnikiem więc skorzystalismy przy okazji dowiadując się sporej ilości ciekawych rzeczy o historii miejsca. Założyciele nie mieli lekko bo w czasie wojny musieli ewakuować się na wyganie, miejsce przejęli na jakiś czas chińczycy by potem wrócić do japońskich spadkobierców. Wiele elementów ogrodu łącznie z wieloma kamieniami zen było przywiezione z Japonii.