Przejdź do głównej zawartości

Kiwi Funcargo

Dla ciekawych kupiłem praktyczne jeździdło: Toyota Funcargo 1.3 za ok 10tys zl.
110 tys km przebiegu, rocznik 2000, ciemne szyby & owiewki ale też kilka obtarć i jedna plamka rdzy na wgniotce z lewej. Aha i wiem kołpak lewy przedni gdzieś wcięło, trudno.
Wszelkie akcesoria z klimą i elektryką oraz łacznie z 5 calowym TV w środku do Japońskiej telewizji NHK, CD, radio i kaseciak odsłanijacy sie zza ekranu - niezły bajer. Szkoda że po japońsku ale jakoś daję radę włączyć radio.
W środku syf straszliwy po Chińczykach więc spędziłem deszczowe przedpołudnie na ogarnięciu wszystkiego. Mimo szperania wszędzie nie stwierdziłem obecności rudej czy innych problemów - to zasługa braku zim.
Jeździ zupełnie fajnie - trzeba będzie napiąć pasek alternatora bo popiskuje - sprawę na razie załatwiłem antypoślizgowym sprayem z dyskontu. Światła przydało by się przepolerować ale ten model tak ma więc załatwię jak będę miał czym.





Komentarze

  1. Rudej może i nie znalazłeś..tylko żebyś za miesiąc blondi znalazł bo będzie lipa jak brzoza (pewnie ani jedno ani drugie tam nie rośnie :|)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lipy nie ma... Brzozopodobne coś jest ale to pewnie co innego. Ty nie kombinuj tylko szykuj z wyprzedzeniem sobie bilety bo tu można takie Pogórza że ho-ho. Błota też nie zabraknie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć :)
    Samochód wygląda trochę jak nieco pokrzywiona :) nasza europejska wersja toyoty yaris verso. To jakiś bezpośredni import z Japonii? Swoją drogą to chyba w NZ w odróżnieniu od Australii, gdzie są jakieś dziwne przepisy, można sprowadzać samochody z kraju kwitnącej wiśni. Ale mogę się w tej kwestii mylić. W każdym razie jeśli tak to zazdroszczę posiadania możliwości sięgnięcia w przyszłości po te motoryzacyjne perełki :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Piotr!
      Ile to już lat...no ale do rzeczy: Myślę że to dokładna wersja verso - różni się, o ile wiem, tylko konsolą środkową którą ma bardziej klasyczną: zegary zamiast ciekawego wyświetlacza z głębią. Oczywiście to automat jak 99% pojazdów w NZ i kierownica LHD. Czy tu można sprowadzać? połowa chińczyków z tego żyje! Oprócz śladowego Holdena, Forda i kilku desperatów sprowadzających europejskie marki 80% pojazdów to bezpośredni import z Japonii. Chcesz czarne MR2 czy RX-7 z wanklem różowe - proszę bardzo!, kei cary? ...taki wybór jak w Tokio, Toyota występuje w starszych rocznikach pod ferią fantazyjnych emblematów z przodu - kiedyś tak mieli i zrobię o tym wpis. Mam już ponad 30 różnych wersji zdjęć, chodzę i jak głupi fotografuje przody:) Acha i ten wpis obliguje Cię zdecydowanie do choć częściowego opowiedzenia się w temacie: "Co słychać" Może być niepublicznie;)

      Usuń
    2. Hehehe no długo. W zasadzie ciężko mi będzie określić. Ostatni raz widzieliśmy się w metrze w Wawie jak przyjechałeś robić prawko na motor (o ile się nie mylę). Kilka latek będzie więc na pewno będzie :D. Fajnie, że prowadzisz tego bloga (namiary mam od Bankieta ... wspieramy się wirtualnie w bieganiu ;).
      Dla mnie japońska motoryzacja to klasa sama w sobie. Swego czasu z zamiłowaniem oglądałem na YouTube kanał dwóch Australijczyków (mighty car mods), którzy właśnie głównie fascynowali się samochodami z Japonii i robili z nimi różne dziwne rzeczy. Z ciekawością będę więc czekać na Twój wpis o samochodach :)
      W sumie Holdeny też dosyć ciekawe są. Takie stare Commodore albo te pickupy to też niezłe wynalazki. Z tym, że to już raczej samochody z kategorii pojemność rosnąca nie współmiernie do mocy i ekonomiczność w stylu "piję tyle paliwa ile wleję do baku".
      A u mnie hmmm w zasadzie po staremu ... daj mi znać na jakiego maila mogę napisać to opiszę w szczegółach :D

      Usuń
    3. O widzisz - prawka w końcu nie zrobiłem bo skwasiłem plac i obszedłem temat kupując w Danii Piaggio Mp3 250 LT co pozwalało w Unii jeździć na B. Miałem go aż do wyjazdu do NZ sprzet spoko ale włoska elektryka...gdybym sam nie umiał grzebać to siąść i płakać. Raz musiałem rozebrać go "do ramy" w poszukiwaniu kolejnego przetartego kabelka czujnika. Bez naprawy trąbił klaksonem przy zatrzymywaniu się na światłach - to się nazywa temperament z Italii:) Fajnie że biegacie my też wybieramy się z Anią na Auckland marathon pod koniec października. Mejl niezmiennie bryxon a potem gmail i dot com.

      Usuń
    4. Oj tak umiejętność samodzielnego grzebania w samochodzie i sprzęcie moto to cenna rzecz. Nawet nie chcę myśleć ile pieniędzy udało mi się dzięki temu zaoszczędzić :). Osobiście zawsze wychodzę z założenia, że w większości przypadków jeśli daną czynność serwisową, naprawczą potrafi zrobić "pan Mietek" szczycący się bazowym wykształceniem oraz posiadaniem kilku kluczy ... to znaczy to, że i ja poradzę sobie z tym bez problemu. Tym bardziej, że w necie można znaleźć wszystko. Jest kupa pozytywnie zakręconych ludzi, którzy chętnie dzielą się swoją wiedzą :)

      Usuń
  4. Właśnie oglądałem o tym Holdenie:
    https://www.youtube.com/watch?v=vmpCWEAapQY
    Szaleństwo ... ale myślę że opcja spania na pace mogłaby Ci się spodobać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No trochę tego tu jeździ, ale na poważny kemping raczej się nie nadaje chyba że zrobić sobie budę z laminatu - trochę jakby nisko bez niej. Poza tym bulgoczący 6 litrowy silnik już pomijając koszty to chyba nie mój styl. Mam takiego sąsiada za płotem którego ulubionym zajęciem jest siedzenie z laskami na podjeździe i godzinami warczeniu silnikami w kilku jego złomach w tym stylu - to moment w którym rozważam wyrobienie pozwolenia na broń;)

      Usuń
    2. Nie no takiego zachowania to ja zupełnie nie rozumiem. Bez sensu.
      A tak przy okazji to robiłeś coś jeszcze w swoim kiwi-furgonie poza tymi zmianami które opisałeś na blogu?

      Zazdroszczę tego że nie musisz borykać się z zimą i solonymi drogami. Niestety u nas ta pora roku wykańcza samochody. Owszem dobre zabezpieczenie trochę pomaga, ale nigdy w pełni nie rozwiązuje problemów z rudą .

      Usuń
    3. Wyszło trochę drobnych przeróbek: Japońskie radio nie dało się zmusić do współpracy nawet dokładając konwerter za wtyczką antenową, odbierało 2 stacje na krzyż. Kupiłem tanie radio na 2x din z aliexpress razem z kamerą cofania w zestawie. namęczyłem się nielicho by ją zainstalować - nie udało mi się dobrać do czujnika cofania więc kamera załącza się razem ze swiatłami wstecznego a obraz trzeba ręcznie przełączyć na panelu na aux. Oprócz tego okazało się że w pobliżu schowków samochód ma wbudowaną przetwornicę 110V/100W załączaną przyciskiem - gniazdko-wkładka oczywiście japońskie czyli amerykańskie - długo walczyłem by przerobić ją na pochylone piny w standardzie NZ/AUS ale udało się. Oprócz tego jeszcze dołożyłem dodatkowe gniazdko usb pod szybą do GPS'u, wskaznik napiecia akumulatora załączany przyciskiem (wyszło mi profesjonalnie), w środku jedną lampkę zamieniłem żarówkę na led'y. Ciekawostką jest że firmowo ostania lampka sufitowa jest też wyjmowaną latarką z akumulatorkiem. Wymieniłem padnięte ogniwa Ni-Cd i dałem też led'a tym razem czerwonego - latarka przydaje się przy wyjazdach z teleskopem. Jak widać sama elektronika:)

      Usuń
    4. Eeee no to faktycznie zrobiłeś trochę zmian.
      Hmmm ale napięcia standardowo w NZ to 230V? Dziwne, że jeszcze do tej pory nie udało się na świecie w miarę znormalizować standardu gniazdek. Jeszcze w Europie jest z tym w miarę mały bajzel, co nie zmienia i tak faktu, że nawet popularne "świnki" występują w kilku rodzajach.
      Mnie w ten weekend czeka małe dłubanko w moim wiekowym nissanie almera z 2003. Muszę wymienić końcowy tłumik ... znów :/. Piszę znowu bo moim zdaniem padł zdecydowanie za szybko. Od wymiany minęło nieco ponad 4 lata i niestety w chwili obecnej tłumik jest już w stanie agonalnym. Standardowo przerdzewiał od środka. Z zewnątrz wygląda jeszcze całkiem nieźle, ale korozja przeżera go na szwie. Poprzedni oryginalny wytrzymał mi około 10 lat. No ale wiadomo, części zamienne raczej nie cechują się taką samą żywotnością jak te które idą na pierwszy montaż.

      Usuń
    5. Standardowe 230v, jednak wtyczka to jedna z najgorzej zaprojektowanych wtyczek ktore widzialem (pomijając oczywiście klocka z UK). Niemalże nierealne jest włożenie jej "na ślepo", blaszki kontaktowe są płaskie i zdeptana wtyczka się wygina, ma tendecję do wysuwania się, nie występuje praktycznie w wersji płaskiej bez uziemienia więc wszystkie ładowarki mają okrągłą tarczę z plastiku. Na wspomnianym portalu z śmieciami z Chin na szczęście są rozdzielacze uniwersalne z dziurkami z EU i tymi kontaktami na raz w jednym slocie. Włączniki w kontaktach znamy z DK tu występują także - czasem się przydają. Tłumika nie zazdroszczę - też walczyłem z tym podczas zim z miernym skutkiem - raz pomogło malowanie farbą do kominków - wytrzymuje dłużej.

      Usuń
  5. Taka ciekawostka z pogranicza dłubania, mechaniki i dalszej innej twórczości ... kupiłem sobie spawarkę TIG. W sumie do końca jeszcze nie wiem po co, ale co tam :D zawsze marzyłem o czymś takim, a nie mogłem namówić na ten zakup mojego ojca, który jest wielbicielem spawania tradycyjnymi elektrodami. W jednym z polskich sklepów wyłapałem jakąś mega wyprzedaż i kupiłem taki sprzęt za nieco pona 500zł. Jeszcze tylko muszę kupić sobie maskę i butlę z argonem.
    Nowy zakup pobudził moje fantazje twórcze, myślę o tym żeby zrobić sobie jakiś kombinowany mebelek metalowo drewniany. W tym drugim materiale mam trochę doświadczenia więc było by to ciekawe wyzwanie :)
    Ps.
    Wydech w samochodzie wymieniłem, kupiłem jakiś najtańszy polski i myślę, że pożyje mniej więcej tyle samo co "markowy". Przy okazji zrobiłem też inspekcję podłogi samochodu, która jak się okazało trzyma się nadzwyczaj dobrze. Niestety za to do wymiany kwalifikuje się u mnie wzmocnienie pasu przedniego pod chłodnicą ... przekroczone 14 lat samochodu jednak robi swoje. Oooooo no właśnie i tu może TIG też się przyda :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln