Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Wyspa południowa - dzień dziewiąty

Dzień w którym: Toniemy! (a niby kto?) oraz utkneliśmy bo pada, leje i zacina deszczem. Po wyruszeniu z Athol pogoda siadła kompletnie, strugi deszczu że wycieraczki nie wyrabiają. Radosne skrobanie na szybie wskazuje, że piórka nie są już pierwszej świeżości. Toczymy się w stronę Te Anau czyli ostatniego większego miasteczka przed Milford Sound. Gdy trochę zwalniamy i na moment stajemy okazuje się że że dach w pocisku przecieka na postoju! Wciskamy pod podsufitkę ręczniki i wyżymamy na bieżąco ale powódź ledwie udaje się opanować. Po dojechaniu pod główny supermarket udaje się z niemałym trudem wcisnąć pod daszek przybudówki marketu gdzie przenajmniej już nie zalewa samochodu. Mamy więc czas na długie zakupy w celu uzupełnienia zapasów, a dach może trochę przeschnąć żeby próbować go uszczelniać. W strugach deszczu przebiegam od Mitre10 po taśmę McGyvera i z wyrafinowanym poczuciem estetyki obklejam co się da w domniemanym punkcie przecieku.  W markecie tłumy, wszyscy cho

Wyspa południowa - dzień ósmy

Dzień w którym: robimy pranie i zjeżdżamy z górki wiele razy. Pierwszy tydzień za nami - dziś jedziemy poimprezować w Queenstown, przy okazji zrobić pranie i zobaczyć wreszcie razem stolicę górskiej rozrywki Nowej Zelandii: Deptak główny: Queenstown pełen streetart'u: Widoczek główny razem i osobno: Ten facet wygląda na sprawce całego zamieszania z miasteczkiem. Najwyraźniej lubił owce, trochę to podejrzane... Billy z owieczką: Parowiec Earnslaw przypływa jak codzień - symbol Queenstown w całej okazałości: Drzewa "entowe" jak z Tolkiena: Po zatarganiu prania do samochodu jedziemy na popołudniową atrakcję czyli Luge - kołowe bobsleje na Skyline. Widoki na trasę i jezioro: Żonka już przygotowana: Panoramka dwóch tras ze szczytu: To była nasza główna rozrywka dnia. Zjazdy są fajne - zwykle kupuje się w pakiecie po kilka(naście) ale w sezonie jak na wyciągu narciarskim na ferie - lepiej nie planować wyjeż

Wyspa południowa - dzień siódmy

Dzień w którym: budzimy się nad rzeką i przejeżdżamy przez rzeki, znajduję głupie złoto w niezwyciężonej kopalni  i cały dzień nie widzimy asfaltu. Ładny widok o poranku? Tym razem ja idę pofotografować kwiatki: Kwiatki z widokami oczywiście: Jak widać znalazłem resztki jakiegoś pomostu - bardzo malownicze. Koniec sesji - jedziemy na jakiś szlak! Po zaparkowaniu po raz pierwszy przykurzonego pocisku po 20km trzesącej szutrówki ("GPS mówi że to chyba tu"), okazało się że trzeba jeszcze przekroczyć strumień, a mostu brak. Wróciłem po samochód i umyliśmy chociaż podwozie parkując pod samym wejściem na trasę. Na całe szczęście po wczorajszym pieczeniu bezpośrednim dziś spacerek w lesie. Za to dla odmiany dziś będzie duszenie bo każdy krok powoduje że się gotujemy. Otwierają się pierwsze widoki - idziemy dalej do Invincible Mine W tych kadziach kręcono kawałki skał aż opłaciły okup w złocie. Sadyści. Ktoś chce pokręcić zamias

Wyspa południowa - dzień szósty

Dzień w którym: Atakujemy serpentynami meandrujący szlak na Roys Peak, a słońce uporczywie atakuje nas na skróty. Jako żę na imprezę tą trzeba zaplanować większość dnia zaczeliśmy podejście już ok. siódmej rano co było całkiem mądrą decyzją bo i było miejsce na parkingu na dole jak i patelnia jeszcze nie była tak okrutna..ale do czasu. Podchodzimy coraz wyżej, szlak jest bardzo łatwy ale uciążliwy bo to prawie 9 km kurzowo-kamiennej dróżki więc na samą górę można by teoretycznie wjechać średnio sprawnym quadem lub nawet rowerem. Mimo wczesnej pory wielu już jest na szczycie albo w drodze: Sekwencja panoram szczytowych - widać pięknie całą trasę - oprócz nielicznych drzewek przy owczych pastwiskach po drodze kompletny brak cienia. Za to widoki na jezioro i lodowce są wspaniałe. Wyspy i półwyspy jeziora Wanaka: To już sam wierzchołek. Wleźliśmy - od tej pory na całe zejście zakladam kurtkę bo boleśnie spaliłem słońcem nadgrastki. Przed nami 9km gimna