Przejdź do głównej zawartości

Muriwai: Whenua tuku iho

Dziś spadek po przodkach Maori - czyli plaża Muriwai.

Zapowiadało sie na kawałek solidnej plaży z niczym specjalnie spektakularnym (gdyż do koloru piasku już sie powoli przyzwyczajam).




Fale - jak na to że moga sie rozpedzać 2300km od Australii - dawały solidnie czadu, niekiedy trzeba uciekać na wydmę bo podmywa.. Generalnie raczej moźna zapomnieć o rozłożeniu ręcznika chyba że jest to ręcznik dmuchany z kotwicą.
Jak wspiąłem sie z powrotem na parking okazało się że teren na północ sie raczej spłaszcza więc nic specjalnie spektakularnego. Ale niewatpliwie pięknie.



Poszedłem więc na południe i droga ku pewnemu zaskoczeniu znikła w oceanie:


 
Atrakcja wygląda więc następująco: należy dostać się do schodków na horyzoncie nie zostając po drodze podmytym na fale potrafiły rozbijać sie o klif dość poważnie.
Wyglądało to na mokrą robotę.


Jak widać udało mi się suchą nogą:


Dalej były pieczary:

Opowieści dla tych co już dalej nie mogą:



Wyżej, więcej historycznych nawiązań do Maori i dziedzictwa:



Wielka płyta po Nowo-Zelandzku:







Płyta gra, śpiewa, huczy i buzuje z powodu dziur i syfonów które tworzą gejzery przy każdym mocniejszym przyboju.

Morskie gejzery podpłytowe:


Jest fajnie:)


A wyżej kolejna niespodzianka i wizytówka miejsca:



Krótki film kolonijny:











Panorama z jednego z tarasów:



Dalsza część szlaku i widok na południe:


Tak, ta ławka jest z desek serfingowych, ku pamięci jednego z nich.


 Taki "kamper" można pożyczyć w NZ:


Krótki bushwalk w drodze powrotnej:




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

IIIooooo-iiioooo

Przerywamy normalną transmisję by nadać komunikat specjalny: Dziś w godzinach porannych (mniej więcej po późnym drugim śniadaniu) na podjazd posesji (z niemałym trudem, tyłem i na 16 rat) wtoczył się dziwny pojazd. Najprawdopodobniej doszliśmy do wniosku, że po przekroczeniu pewnego wieku trzeba się samemu odwieźć do lokalnych antypodzkich Tworek bo pomysł jest z tych genialno-wariackich. TAK..to były ambulans. A za wiele wieczorów i weekendów później to będzie pojazd kempingowy, na razie jest ładnie ale pustawo: W skrócie: to FIAT Ducato 2.8 JTD 2008' w automacie i dmc do 5500kg. Czyli w sam raz na prawo jazdy w NZ:) Chłopaki w serwisie postarali się, przegląd zaliczony, drobiazgi zrobione a silnik błyszczy. Więc w na blogu nie zabraknie od teraz relacji z postępów budowy. Jak widać na załączonych obrazkach i już wspominałem wcześniej podróżowanie kamperem chwyciło. Do usłyszenia!

Kiwi Funcargo

Dla ciekawych kupiłem praktyczne jeździdło: Toyota Funcargo 1.3 za ok 10tys zl. 110 tys km przebiegu, rocznik 2000, ciemne szyby & owiewki ale też kilka obtarć i jedna plamka rdzy na wgniotce z lewej. Aha i wiem kołpak lewy przedni gdzieś wcięło, trudno. Wszelkie akcesoria z klimą i elektryką oraz łacznie z 5 calowym TV w środku do Japońskiej telewizji NHK, CD, radio i kaseciak odsłanijacy sie zza ekranu - niezły bajer. Szkoda że po japońsku ale jakoś daję radę włączyć radio. W środku syf straszliwy po Chińczykach więc spędziłem deszczowe przedpołudnie na ogarnięciu wszystkiego. Mimo szperania wszędzie nie stwierdziłem obecności rudej czy innych problemów - to zasługa braku zim. Jeździ zupełnie fajnie - trzeba będzie napiąć pasek alternatora bo popiskuje - sprawę na razie załatwiłem antypoślizgowym sprayem z dyskontu. Światła przydało by się przepolerować ale ten model tak ma więc załatwię jak będę miał czym.

Nowy lepszy dwudziesty piąty

  Wkleiłem ten słodki obrazek który dostałem dziś od Ani będąc w pracy  Wkleiłem go bo daje on nadzieję. Jak znacie dotychczasową historię psy i koty to wiecie jaka to niespodzianka... A tej nadziei i niespodzianek pozytywnych możemy bardzo potrzebować w nadchodzącym roku.   Trzymajcie się ciepło i do siego Roku!