Dzień pierwszy, w którym:
Poznajemy nasz pojazd zwany potem "srebrnym pociskiem"i zwiedzamy kamienne miasto oraz włazimy do wielkiej dziury.
Pocisk okrążył już ziemię osiem razy więc nie musimy za bardzo przejmować się lakierem i innymi szczegółami:
Pierwszy postój na rozprostowanie kopytek po płaskiej jak stół drodze z przemieść Christchurch. Pocisk najlepiej czuje się w okolicach 90km/h, a że w porównaniu z naszym samochodem pożera gigantyczne ilości paliwa przy większej prędkości, więc dostojnie wleczemy się w stronę gór:
Dobre widoki na podróż zaczęły się już po dwu godzinach, otoczyły nas góry ze wszystkich stron:
Pierwszy postój rekreacyjno-poznawczy - za Christchurch: Lyndon lake. Jedziemy w stronę Arthur's Pass.
Pierwsze zwiedzanie kamiennych miast (Castle Hill) na horyzoncie:
Tu już dostojnie piechotką z parkingu, wśród nieustających tłumów Chińczyków. Tu udało nam się chwilowo prawie pokazać pustą ścieżkę.
W cieniu znalazłem chwilę wytchnienia przed palącym słońcem, a żonka kwiatki.
Castle Hill to labirynt kamiennych bloków.
A to już trochę dalej: parking przy Cave Stream reserve - najbardziej podobał mi się mały japoński autobus turystyczny przerobiony na kamper.
Idziemy na ścieżki krajoznawcze.
Cave Stream scenic reserve z drona - powolutku bo to jeden z pierwszych lotów:
Na samym dole jest wielka dziura którą można przejść na drugą stronę wąwozu. Zgodnie z tablicami jest to raczej zaawansowana i przede wszystkim mokra zabawa. Przejście to kilometrowe brodzenie zimnym strumieniu mniej więcej do bioder. Wleźliśmy więc ile się dało i następnie wybraliśmy inne bardziej suche ścieżki.
Jeszcze jeden rzut oka na strumień tym razem po wdrapaniu się z powrotem na górę - na prawo powyższa jaskinia.
Druga strona wąwozu:
Pierwszy nocleg w naszym ultra-zorganizowanym kamperze - późniejszych zdjęć nie będzie bo bywało "ładniej". Tu jeszcze wersja przed rozłożeniem łóżka:
Wietrzenie sprzętu przed wieczorem, bo przygotowanie (higieniczne) sprzętu przez wypożyczającego pozostawiało nieco do życzenia:
Wypożyczona srebrna torpeda to jakaś lokalna odmiana toyoty previi? Niezła kolubryna :D. Podoba mi się, ma swój klimat :)
OdpowiedzUsuńZgadza się.Tu występuje pod nazwami Toyota Estima Emina (najstarsze wąskie modele) i późniejsze szersze: Toyota Estima Lucida. Nasz był pierwszą generacją drugiego typu i oryginalnie jak wszystkie był z dwoma rzędami foteli na 7 osób. To najpopularniejszy pojazd do przeróbki w NZ co zrobiło wiele firm w sposób dość profesjonalny - ławy, pojemniki z tyłu i spanie to moduły z włókna szklanego i sklejki przygotowane tylko do tego modelu. Niestety nasz był już mocno wyeksploatowany, a silnik mimo że 2.4 benzyna wraz z nadgryzionym zębem czasu sprzęgłem wyraźnie słabł na podjazdach. Z drugiej strony sam samochód to prawie 1.8 tony. Najciekawsze że silnik wcale nie jest z przodu! Z przodu jest chłodnica, skrzynia biegów inne graty i elektryka, a silnik upchnięto płasko pod fotelami. Czyli jest to jeden z niewielu samochodów popularnych i kamperów mid-drive:) Właściwości jezdne: można określić na "nieźle sunie jak już się rozpędzi", spalanie jest dość kiepskie bo 13-15l to jedna z niewielu wad.
UsuńOj to faktycznie spalanie jak psia mać ... lubi wypić "potwór". Z drugiej strony to tak jak piszesz swoje też waży. W zasadzie to że jest to stara Previa to poznałem najbardziej po bocznym obrysie. Przód zupełnie inaczej wygląda niż to co szło na Europę. Muszę jednak przyznać, że w przypadku wersji azjatyckiej o wiele lepiej się to obroniło przed zębem czasu. Wygląda to moim zdaniem całkiem fajnie. I ogólnie całkiem fajna baza do budowy takiego kompaktowego kampera.
UsuńO tym że ma tak ciekawie rozwiązany napęd to zupełnie nie wiedziałem.
PS.
Super zdjęcia ... bardzo się podobają, tak jak i Wasza wycieczka. Wyglądacie na szczęśliwych (mam nadzieję że jest też tak poza zdjęciami :D )
No to jest bardzo ciekawa baza ale zdecydowanie lepiej upolować diesla które są niezwykle rzadkie i już w większości mają przebiegi 400k+ Nowsze modele występują - niestety popularne kształty "agresywnego mydła" roczników z naszego wieku drastycznie ograniczają możliwości z uwagi na bogactwo strukturalnych plastików i już nie płaską podłogę. Przyznam że rozważałem tego typu model ale właśnie spalanie i wyeksploatowane modele mnie trochę zniecheciły, zresztą mamy inny sekretny pomysł ale o tym będzie później by nie zapeszyć. Wyjazd był świetny i szczęśliwie jak najbardziej było, zwiedziliśmy kawał kraju ale bez przesadnego naciskania na kilometry, poznaliśmy NZ od strony tzw: vanlife, przeczytałem 4 książki wieczorami, schodziłem do cna trekkingowe buty. Super sprawa - spodobało się nam.
Usuń