Dzień drugi w którym: Włazimy na wielką górę ze spotkaniem niespodziewanym, gotujemy wieczerzę wigilijną i wkładamy czapeczki
Poranek - spokój i cisza - odległości pojazdów stacjonujących skandynawskie.
Ania znalazła pierwszą Kea'ę Trochę zesztywniało się jej z zimna. Może była już karmiona? (Fed Kea is dead Kea ! jak głoszą ostrzegawcze plakaty). Tak na poważnie to dokarmianie przyzwyczaja je i w zimie nie maja szans..
Stacja kolejowa (woooaaa - pociąg w NZ!!!).
Spakowani usiłujemy znaleźć szlak, pocisk odpoczywa.
Chyba tu:
Tak to raczej tu! Powyższe to tylko dojście dla stonki w klapkach do wodospadu.
Tu zaczynają się prawdziwe Nowo-Zelandzkie schody. Motywacja na wejście i odpędzacz stonki.
Szlak wersja realistyczna:
Drogę wskazywały drzewka bonzai:
To dopiero początek...
Było stromo.
Ostro i kamiennie:
Już (po 2,5h) na grani:
Roślinność łapiąca deszcz:
Na szczyt nie idziemy, jest zimno i jakoś trzeba jeszcze zejść co zajmie dobre parę godzin.
Kwiatki górskie i górskie panoramy podczas pikniku pod-szczytowego.
Zejście na dół, a tu - wtem!
Spotkaliśmy Szymona z Polski który po krótkiej acz przypadkowej wymianie zdań okazał się... z Lublina.:
Oraz jego dwu kolegów także na wakacjach, wszyscy "nasi".
Prezentacja "wiecznego kapelusza".
Po uczciwej staropolskiej dyskusji o życiu tu i tam oraz wymianie wrażeń chłopaki polecieli dalej:
I my po jakimś czasie osiągnęliśmy z powrotem granicę buszu:
Przerwa w zejściu:
Wygląda na to że szlak biegnie radośnie strumieniem lub odwrotnie:
Po doczłapaniu się na dół nastał czaspierwszej gwiazdki wieczerzy wigilijnej. Przygotowania kulinarne:
Jeszcze spacerek do wodospadu Devils Punchbowl:
Uszka to nie były ale czym chata bogata:
Dobrej nocy i Wszystkiego Świątecznego!
Dziś byliśmy w okolicy literki B, nocleg znów w znajomym miejscu oznaczonym na dole na zielono - mapa ładnie się powiększa i skaluje:
Poranek - spokój i cisza - odległości pojazdów stacjonujących skandynawskie.
Parking pod centrum turystycznym na Arthur's Pass gdzie dostaliśmy dobre informację od której strony wchodzić na górę. "Od dołu" to trochę za mało, więc zacznijcie od Avalanche track, a zejdźcie Scott's track, nie odwrotnie bo Avalanche jest z stromy i skalisty.
Ania znalazła pierwszą Kea'ę Trochę zesztywniało się jej z zimna. Może była już karmiona? (Fed Kea is dead Kea ! jak głoszą ostrzegawcze plakaty). Tak na poważnie to dokarmianie przyzwyczaja je i w zimie nie maja szans..
Stacja kolejowa (woooaaa - pociąg w NZ!!!).
Spakowani usiłujemy znaleźć szlak, pocisk odpoczywa.
Chyba tu:
Tak to raczej tu! Powyższe to tylko dojście dla stonki w klapkach do wodospadu.
Tu zaczynają się prawdziwe Nowo-Zelandzkie schody. Motywacja na wejście i odpędzacz stonki.
Szlak wersja realistyczna:
Nieliczne wyprostowania ścieżki:
Drogę wskazywały drzewka bonzai:
Pierwszy widok na coś:
To dopiero początek...
Było stromo.
Ostro i kamiennie:
Już (po 2,5h) na grani:
Roślinność łapiąca deszcz:
Na szczyt nie idziemy, jest zimno i jakoś trzeba jeszcze zejść co zajmie dobre parę godzin.
Kwiatki górskie i górskie panoramy podczas pikniku pod-szczytowego.
Zejście na dół, a tu - wtem!
Spotkaliśmy Szymona z Polski który po krótkiej acz przypadkowej wymianie zdań okazał się... z Lublina.:
Oraz jego dwu kolegów także na wakacjach, wszyscy "nasi".
Prezentacja "wiecznego kapelusza".
Po uczciwej staropolskiej dyskusji o życiu tu i tam oraz wymianie wrażeń chłopaki polecieli dalej:
I my po jakimś czasie osiągnęliśmy z powrotem granicę buszu:
Przerwa w zejściu:
Wygląda na to że szlak biegnie radośnie strumieniem lub odwrotnie:
Po doczłapaniu się na dół nastał czas
Jeszcze spacerek do wodospadu Devils Punchbowl:
Uszka to nie były ale czym chata bogata:
Dobrej nocy i Wszystkiego Świątecznego!
Dziś byliśmy w okolicy literki B, nocleg znów w znajomym miejscu oznaczonym na dole na zielono - mapa ładnie się powiększa i skaluje:
Komentarze
Prześlij komentarz