Przejdź do głównej zawartości

Wyspa południowa - dzień piąty

Dzień w którym: Idziemy nad diamentowe jezioro i skalne góry, zachwalamy lody i poznajemy bliżej TO drzewo z Wanaki.

 Z samego rana zaczynamy od diamentowego jeziora w Rocky Mountains:


Jezioro "zdobywa się" już po 10 minutach i niewielkim podejściu szutrówką:


Później trzeba sie już trochę pomęczyć:


Sadzawka z tarasu widokowego:


Zdjecie z nożnego drona:


Wanaka Diamond Lake Rocky Mountains #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA


Na horyzoncie kurort narciarski Treble Cone z możliwym podejściem na 2 tysięczniki. Rozważaliśmy tę opcję na nastepny dzień ale wyszło na nastepny raz na rzecz Roys Peak - ale o tym bedzie jutro.


Teraz bedzie dużo widoków ze szczytu naleśnikowych gór, pierwsza porcja z punktu na wschód:


Po prawej właśnie Roys Peak i te 1530m npm robi wrażenie.


Nieco szersza perspektywa na jezioro Wanaka i Niemca z nieskończoną baterią w telefonie i bogatym zasobem umlautów:




Na górze mnóstwo paralotni które w oczach nabierają wysokości nad naszymi wzgórzami. Bardzo szybko rozmnożyły się w różnych kolorach:


Idziemy na samą górę - szlak robi się nieco bardziej wymagający.


Widok ze szczytu na lodowce i nartostrady (obecnie kurzostrady):


Tradycyjne podwyższanie góry:



Słońce ślicznie dziś opalało:


A potem serpentynami w dół z drugiej strony, szlak jest bardzo miłą pętelką z niespodziankami geologicznymi.


Bo zejście ze strony zachodniej to już same skały:




Teraz będzie część nieudokumentowana więc wymagane jest uwierzenie na słowo: w Wanace mają dobre lody w sieci Patagonia - polecamy. Po spacerku po górach głodni uczyniliśmy biwakowy obiad a potem na rzeczone lody do centrum miasta.

Na końcu plażówego deptaka jest TO drzewo z Wanaki (#thatwanakatree) które nieustająco jest celem wszystkich pielgrzymek zdjęciowych.




W parku obok są też tradycyjnie inne fajne drzewa:


Ale to kultowe lepiej się jednak prezentuje, więc wrzucam jeszcze jedno w innym świetle:


Dziś jeszcze raz nocleg na tym samym kempingu obok literki C. 
Wcale nie było tak ciepło, bo piękny zdjęciowy wyż oznacza zwykle zimną noc. Mimo odpowiednich śpiworów przydała się narzucona na nas folia NRC szczególnie nad ranem gdy ostatnią rzeczą o której marzysz jest odwijanie się z ciepłego kokonu by ubrać sie w coś jeszcze.



Komentarze

  1. Dzień zaczynam rano od przejrzenia waszego bloga,śledzimy z mamą pilnie waszą wyprawę i zazdrościmy pięknych widoków.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln