Dzień w którym: Toniemy! (a niby kto?) oraz utkneliśmy bo pada, leje i zacina deszczem.
Po wyruszeniu z Athol pogoda siadła kompletnie, strugi deszczu że wycieraczki nie wyrabiają. Radosne skrobanie na szybie wskazuje, że piórka nie są już pierwszej świeżości.
Toczymy się w stronę Te Anau czyli ostatniego większego miasteczka przed Milford Sound. Gdy trochę zwalniamy i na moment stajemy okazuje się że że dach w pocisku przecieka na postoju! Wciskamy pod podsufitkę ręczniki i wyżymamy na bieżąco ale powódź ledwie udaje się opanować.
Po dojechaniu pod główny supermarket udaje się z niemałym trudem wcisnąć pod daszek przybudówki marketu gdzie przenajmniej już nie zalewa samochodu. Mamy więc czas na długie zakupy w celu uzupełnienia zapasów, a dach może trochę przeschnąć żeby próbować go uszczelniać. W strugach deszczu przebiegam od Mitre10 po taśmę McGyvera i z wyrafinowanym poczuciem estetyki obklejam co się da w domniemanym punkcie przecieku.
W markecie tłumy, wszyscy chowają się przed deszczem. W końcu ustalamy by dojechać jak najbliżej nastepnej tury zwiedzania i zadekować się gdzieś na noclegu DoC.
Znajdujemy miejsce nad rzeką przy drodze 94 - jednej jedynej która prowadzi do Milford Sounds.
Jak widać z perspektywy kibelka dalej leje - co gorsza droga powrotna do samochodu jest już odcinana:)
Bo stoimy sobie radośnie za krzakami powyżej obok stolika. Uzupełniamy braki w lekturze książek - internetu brak - rozstaniemy się z jakimkolwiek zasięgiem na prawie dwa dni. Tu jeszcze mamy nadzieję że dalej coś będzie. Nie było.
Przed wieczorem jest szansa na poprawę pogody - deszczowe chmurzyska przetaczają się przez góry,
Mapa przy słupku rejestracyjnym przy nagłym odcięciu od lini życia (internet) była bardzo przydatna na ustalenie i potwierdzenie miejsc do zobaczenia na następny dzień
A w ogóle to dziś Sylwester - nie doczekujemy jednak samej północy by "świętować" na zewnątrz i składamy sobie życzenia w stanie dość śpiącym.
Mapka na dziś: utkneliśmy w połowie drogi do literki E - nasz postój i nocleg to tradycyjnie zielona ikona obok żółtego aparatu. Powyżej szumnie oznaczonej miejscowości Te Anau Downs w której nie mają nawet porządnego ronda i sklepu.
Po wyruszeniu z Athol pogoda siadła kompletnie, strugi deszczu że wycieraczki nie wyrabiają. Radosne skrobanie na szybie wskazuje, że piórka nie są już pierwszej świeżości.
Toczymy się w stronę Te Anau czyli ostatniego większego miasteczka przed Milford Sound. Gdy trochę zwalniamy i na moment stajemy okazuje się że że dach w pocisku przecieka na postoju! Wciskamy pod podsufitkę ręczniki i wyżymamy na bieżąco ale powódź ledwie udaje się opanować.
Po dojechaniu pod główny supermarket udaje się z niemałym trudem wcisnąć pod daszek przybudówki marketu gdzie przenajmniej już nie zalewa samochodu. Mamy więc czas na długie zakupy w celu uzupełnienia zapasów, a dach może trochę przeschnąć żeby próbować go uszczelniać. W strugach deszczu przebiegam od Mitre10 po taśmę McGyvera i z wyrafinowanym poczuciem estetyki obklejam co się da w domniemanym punkcie przecieku.
W markecie tłumy, wszyscy chowają się przed deszczem. W końcu ustalamy by dojechać jak najbliżej nastepnej tury zwiedzania i zadekować się gdzieś na noclegu DoC.
Znajdujemy miejsce nad rzeką przy drodze 94 - jednej jedynej która prowadzi do Milford Sounds.
Jak widać z perspektywy kibelka dalej leje - co gorsza droga powrotna do samochodu jest już odcinana:)
Bo stoimy sobie radośnie za krzakami powyżej obok stolika. Uzupełniamy braki w lekturze książek - internetu brak - rozstaniemy się z jakimkolwiek zasięgiem na prawie dwa dni. Tu jeszcze mamy nadzieję że dalej coś będzie. Nie było.
Przed wieczorem jest szansa na poprawę pogody - deszczowe chmurzyska przetaczają się przez góry,
Mapa przy słupku rejestracyjnym przy nagłym odcięciu od lini życia (internet) była bardzo przydatna na ustalenie i potwierdzenie miejsc do zobaczenia na następny dzień
Mapka na dziś: utkneliśmy w połowie drogi do literki E - nasz postój i nocleg to tradycyjnie zielona ikona obok żółtego aparatu. Powyżej szumnie oznaczonej miejscowości Te Anau Downs w której nie mają nawet porządnego ronda i sklepu.
Komentarze
Prześlij komentarz