Trafiliśmy na plażę.
Zupełnie przypadkiem zresztą - bo dzisiejszym celem jest sadzenie drzewek. Najpierw miejsce spotkanie trzeba było jednak znaleźć, tu choć pieknie to pojechaliśmy za daleko - miło się tu błądzi.
Plaża nad Kawakawa Bay
Ladnie tu ale wracamy do głównej ulicy pionowo pod to zbocze - przegapiliśmy strzałkę na parking.
Zjeżdżają się ludzie - niektórzy profesjonalnie przygotowani do pracy. My mamy zardzewiałą łopatę i składaną saperkę ale za to chęci i ciekawość.
Po krótkiej instrukcji Żonka zasadza pierwszą sadzonkę. Na szczęście cały sprzęt dostaliśmy z urzędu. Żeby było trudniej sadzonkami najwyraźniej ubezpieczamy strome zbocze góry.
Sadzimy ile wlezie - razem było ok. 70 wolontariuszy.
Pod tym lasem kiedyś będzie nasz las. Z manuki, czegoś palmowego i jeszcze innego zielonego. (Czas ignorancji się kończy - Żona zarządziła książkę do studiowania)
Staram się nie przesadzać bo za dobrze mi idzie - więc przerwa.
Zasadziłem rządek palmowatego czegoś i idę zobaczyć czy nie ma mnie w okolicy planowanego grila oraz gdzie tu pójść na stronę.
Grupa hinduskich wolontariuszy pod przewodnictwem guru. Jak się dowiedzieliśmy aktywnie spełniają swoją duchową potrzebę.
Obok coś w rodzaju pola golfowego ale do frisby. Podoba mi się!
Obiecane kiełbaski z grila pod szopą Randżersów.
Było super sympatycznie - zapisaliśmy sie do listy nastepnych takich wydarzeń.
Epilog:
Komentarze
Prześlij komentarz