Czy można w Auckland poruszać się rowerem?
W zasadzie tak, ale...i jest to tak wielkie ALE które przypomina kawał z rozdawaniem samochodów na Placu Czerwonym.*
Nie znaczy to że nie należy próbować i świecić dobrym przykładem (w sezonie zimowym w dobrym tonie są też lampki). Tym bardziej że jeśli mamy możliwość zapakowania rowerów do pojazdu i podskoczenia gdzieś w promieniu samchodowej dostępności.
Sposobem który praktykuję osobiście jest: "Zobacz no, Żonka, mam tu mapkę, jest zielono i są szlaki i narysowali wreszcie jakieś rowerki! Jedziemy tam!!! (a to że górskie narysowali, to inna kwestia...).
I tu dochodzimy do kwestii znaczącej - góry i górki są wszędzie a dla miłych widoków trzeba będzie niechybnie pod jakąś podjechać. Co oznacza w tzw. zimie zwiększony poziom błotności i takie tam szczegóły.Ale co tam, jedziemy.
Tym razem na cel poszedł Long Bay gdzie kiedyś już podjechaliśmy na spacerek po Żonich egzaminach.
Pojazdy przygotowane.
Trasa to często dość luźny żwir który w połączeniu z podjazdami zachęca raczej do spaceru.
Luksusowe wydanie ścieżki - szkoda że tylko fragmenty tak wyglądają.
Za to widoki na zatokę są świetne.
Co jakiś czas jest oczywiście na dół "zPiecaNaŁeb" do kolejnej plaży.
W tle majestatyczny wulkan Rangitoto.
Plaże są typowo piękne, przecinane spływającymi strumieniami.
Parking na szlaku.
Mimo wysiłków i wspomagaczy widoków satelitarnych wielkiego wujka G - nie dało się zrobić pętelki. Przejazd zagradzało zabłocone pastwisko z groźnymi przeżuwaczami na placówce.
A więc wracamy tą samą drogą wzdłuż wybrzeża.
No cóż wycieczka spektakularna nie była (8km) ale będziemy co jakiś czas próbować nowe tereny w okolicy. Za to widoki były fajne - choć trasa raczej na zdrowy spacerek.
*Dla nie znających suchara: "Czy to prawda że na Placu Czerwonym rozdają samochody? W zasadzie tak: ale nie na czerwonym, a rewolucji, nie samochody, a rowery i nie rozdają, a kradną..."
W zasadzie tak, ale...i jest to tak wielkie ALE które przypomina kawał z rozdawaniem samochodów na Placu Czerwonym.*
Nie znaczy to że nie należy próbować i świecić dobrym przykładem (w sezonie zimowym w dobrym tonie są też lampki). Tym bardziej że jeśli mamy możliwość zapakowania rowerów do pojazdu i podskoczenia gdzieś w promieniu samchodowej dostępności.
Sposobem który praktykuję osobiście jest: "Zobacz no, Żonka, mam tu mapkę, jest zielono i są szlaki i narysowali wreszcie jakieś rowerki! Jedziemy tam!!! (a to że górskie narysowali, to inna kwestia...).
I tu dochodzimy do kwestii znaczącej - góry i górki są wszędzie a dla miłych widoków trzeba będzie niechybnie pod jakąś podjechać. Co oznacza w tzw. zimie zwiększony poziom błotności i takie tam szczegóły.Ale co tam, jedziemy.
Tym razem na cel poszedł Long Bay gdzie kiedyś już podjechaliśmy na spacerek po Żonich egzaminach.
Pojazdy przygotowane.
Trasa to często dość luźny żwir który w połączeniu z podjazdami zachęca raczej do spaceru.
Luksusowe wydanie ścieżki - szkoda że tylko fragmenty tak wyglądają.
Za to widoki na zatokę są świetne.
Co jakiś czas jest oczywiście na dół "zPiecaNaŁeb" do kolejnej plaży.
W tle majestatyczny wulkan Rangitoto.
Plaże są typowo piękne, przecinane spływającymi strumieniami.
Parking na szlaku.
Mimo wysiłków i wspomagaczy widoków satelitarnych wielkiego wujka G - nie dało się zrobić pętelki. Przejazd zagradzało zabłocone pastwisko z groźnymi przeżuwaczami na placówce.
A więc wracamy tą samą drogą wzdłuż wybrzeża.
No cóż wycieczka spektakularna nie była (8km) ale będziemy co jakiś czas próbować nowe tereny w okolicy. Za to widoki były fajne - choć trasa raczej na zdrowy spacerek.
*Dla nie znających suchara: "Czy to prawda że na Placu Czerwonym rozdają samochody? W zasadzie tak: ale nie na czerwonym, a rewolucji, nie samochody, a rowery i nie rozdają, a kradną..."
Pięknie tam!
OdpowiedzUsuń