Przejdź do głównej zawartości

Weekend w stolicy kangurów - część I

Wpis gościnny lub jeśli można tak się wyrazić - sąsiedzki.
Wprawdzie kangurzaści sąsiedzi są prawie trzy godziny lotu stąd ale tak czy inaczej to antypody więc dziś na tapecie - Sydney w odsłonie krajoznawczej. 
Nie tylko szybkiej biznesowej podróży.




Przechodząc do rzeczy, oto jest główna ikona miasta - Opera którą kojarzy 99% ludzi. Z góry przepraszam ale ten motyw będzie się powtarzał. Często. Ale nie będę operował słowem "opera" bo się znudzi, coś wymyślę.


Na przykład jeszcze raz tu.


Podobnie jak w NZ rosną drzewa których kształty można skategoryzować w rodzaju "bajkowych".


Dziwne kwiatki z filetowymi środkami.


W parkach za to wyrastają Aborygeńskie totemy na których można sobie pograć. Co z gromadką innych raczej-nie-tubylców uczyniłem.



Coś co wygląda jak drzewo mangrowe - Ficus Banyan tree.



Nie przypuszczałem że tak wygląda smocze drzewo - dracena - w pełnej okazałości. Dotychczas widywałem tylko jedną taką gałąź w doniczce.



Japońska część parku botanicznego.



Facet pod wieszakiem na płaszcze. 
(Most ma przydomek "Coathanger")


Zawsze myślałem że jest idealnie biała. A to szwedzkie płytki ceramiczne wywindowane na gotowych panelach.


Tak, znowu.

Sydney opera house #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA

Opera house Sydney photo rush! #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA
Korzystając z okazji dwa ujęcia rodzinne.



Tak fotografują dookoła że koń by się uśmiał.
Mam na myśli faceta z kopytami, satyr taki - na wejściu do ogrodów.





Te ptaki łażą wszędzie łącznie z alejkami kawiarnianymi i wyjadają z talerzy.
Niektóre jak na najwyższym zdjęciu mają numery rejestracyjne.


Acha, tym razem w nocy - a raczej pierwszego wieczora który mieliśmy zarezerwowany dla naszych gospodarzy.


CBD nad Circular Quay.


Nocnik wersja wie...nie, wróć: Wieszak wersja nocna.



Westin hotel Sydney #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA


Połączenie względnie starego z nowym czyli nasz hotel w środku.



Wejście na "The Rocks" czyli najstarszą zabytkową dzielnice Sydney.





Ciasne uliczki, kafejki i oczywiście kamienie.





Zupełnie przypadkowo znalezione tarasy na The Rocks.Wszystkie krzesełka i "meble" są żelazne co dotyczy nawet książek na żelaznych komódkach.



Domy jakieś takie puste tu. Ale przynajmniej przewiewne.


Właśnie stąd nazwa. Wszystko opiera się na skalistym półwyspie.



Zaułki i wejście na część pieszą wieszaka.





Spacer po wieszaku.

Coathanger - Sydney #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA


Statek i eee.. o, no widok to jest.



O...ogólna..panorama ogólna.



Z drugiej strony mostu.


Boisko i fitness sobotniego poranka.


Sydney - North part under the Coathanger #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA




Most i o..statnio lekko się w Australii zachmurzyło.


Oryginalna dziobnica ze statku "Sydney" O..tam.



Takie Tivoli w Sydney - jest tak słodko kiczowate że aż szkoda ominąć. Poza tym to świetny zabytek i zaskakująco atrakcje.








Klasyka klasyków.


Te manekiny w kółko wywijały łepetynami. Nieco straszne.


Drogowskazy są świetne.


No i genialne rysunki motywacyjne.


Nieco szokującą atrakcją okazał się ROTOR. Reklamowana od 1951r. wizytówka niejakiego Dr Hoffenmeistera zaciekawiła mnie i skocznym krokiem udaliśmy się do wirującego cylindra.
Jak odbywa sie odwirowywanie gości? Otóż pacjentów umieszcza się w cylindrze który wirując przysysa cie do ściany a na dodatek podłoga osuwa się spod nóg więc wisisz sobie starając sie oderwać choćby rękę. To jest możliwe ale obrócenie głowy czy oderwanie jej wymaga zdolnosci dziesięcioboisty. Potem cylinder zwalnia i pacjenci osuwają się ze ściany jak bohaterowie kreskówek. Wyszliśmy usmiechnięci lecz lekko bladzi i oszołomieni dyskretnie ocierając pianę z ust. Dziękujemy ci doktorku!
Na poważnie zabawa jest fajna ale dostaje się lekką ręką ze 4G :)
Na fotografowanie drugiej atrakcji (rollercoaster w samochodzikach) zabrakło nam sił po tej pierwszej. Żona jednak słabo krzyczała że coś tam "Nie!" więc było fajnie


Podróż promowa na drugą stronę do akwarium. Jeszcze w stanie lekkiego ukołysania.


Centrum od strony zachodniej. Cel: akwarium.



Część ekspozycji to ryby pamietające dinozaury.


Bardzo mi się ten obcy spodobał.


Tu nie tylko jest pożądny tunel - są aż cztery łukowe i kilka przejść pod akwariami.



To jest uroczy Dugong żywiący się sałatą. Taka morska krówka.


Tabliczka z górnego pokładu tego samego akwarium. Sprawdziliśmy: na części z rekinami tabliczki nie ma i szkoda bo zamiast "??" mówiłyby pewnie "!!"

Dugong at Sydney's aquarium #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA



Płaszczki - wyglądają majestatycznie ale przypomniał mi się słynny Australijczyk: Steve...



Stingrays Sydney aquarium #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA



Ta-da--ta--da....


Sharks at Sydney aquarium #theta360 - Spherical Image - RICOH THETA





Neonowe panoramy - "idąc wzdłuż akwarium"




Krokodyl w przymierzalni


Pani krokodylowa.



Suchar dnia : Linuxy. Podobno łażą sobie na wybrzeżu dość często.



Żelki wielokolorowe.


Suchar numer dwa: Gdzie jest...?


Inne wyłupiasto-oczne formy życia.





Ta mikrosekunda kiedy szyby nie oblepiały dzieciaki. 
Akwarium było fantastyczne - bardzo polecamy.



W następnym odcinku: 
Jeśli jest jakaś wieża należy na nią wejść, najpopularniejszy wodny autobus weekendowy i nocne atrakcje okolicy.

Komentarze

  1. Super!!!A najlepszy jest ten kapelusz krokodyla,pomyśl o takim dla ojca.Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczna przygoda , komentarze świetne-oczywiście masz to po mnie ��. Kapelusze niezwykle tworzone.Niech żyje stara,dobra tradycja rodzinna!Całuski �� �� ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie czyta się Wasza relacje z Sydney.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln