Przejdź do głównej zawartości

Kajakowanie powraca w falującym stylu

Jak pewnie oglądacze bloga domyślają się że przed wyjazdem do NZ sprzedaliśmy oba kajaki.

Związane było to z domniemanymi problemami z wwiezieniem ich tutaj w formie używanej - już z  za namiot zapłaciliśmy jak za zboże bo musiał być "wyczyszczony" przez pogranicznych obrońców endemicznych kultur bakterii NZ. Oczywiście jeszcze tego tak naprawdę nie wiedząc woleliśmy nie ryzykować - a więc "żółty-szybki": Advanced Elements i tandem Sevylora K2 (pseudonim: Patiomkin) poszły do ludzi w Danii.

Na nieocenionych aukcjach po cichu cały czas polowałem na ofertę czy ktoś nie ma przypadkiem na zbyciu kajaka Advanced Elements w formie tandemu. No i okazja się trafiła.



Nabylismy model Lagoon 2 który jest trochę mniej wyprawowy bo ma dość ścięty tył. Ściętość ma swoje dobre strony bo sprzęt jest dużo lżejszy od Patiomkina, a może nawet od żółtego-szybkiego.  Nie zapakujemy jednak z tyłu już raczej namiotów ale jak będzie trzeba coś się wykombinuje. Jest też mniej podatny na wiatr co jest także plusem. Czeka też jeszcze na swój psuedonim operacyjny

Pierwszy rejs inauguracyjny zaplanowaliśmy dość blisko bez specjalnych wyzwań logistycznych. W razie problemów na terenach zalewowo-zatokowych gdzie woda, choć słona, jest tak płytka że przy odpływie wyłażą połacie błotka. Trzeba też oczywiście uwzględnić pływy by nie wracać z łodzią na sznurku piechotą.

Zwodowaliśmy się przy basenach Parnell Baths w zatoce Judges Bay wsiadając kulturalnie do kajaka wprost z pomostu (to dość ważne ale o tym później).





Nowy nabytek płynie bardzo żwawo, miejsca jest dość na nogi. Ania może spokojnie sie wyciągnąć, ja mam lekko ugięte kolana ewentualnie mogę się wyciągnąć na zasadzie współpracy lub wywalając kopytka na wierzch.
Zaskoczył nas ruch wody po wypłynięciu z ciasnej zatoki basenowej na Hobson Bay. Spora fala, wiatr i prąd chciały nas przepchnąć pod mostem na pełne morze ale po kilku rundkach raźnego wiosłowania ruszylismy wzdłuż grobli po dobrej i bezpiecznej stronie. Jak widać odpływ odpróżnia baseny zatokowe dość szybko zaraz po szczycie przypływu. Co 6-8 godzin cykl się powtarza w drugą stronę co robi spore ciśnienia. Mając na względzie kiepską kondycję po długiej przerwie i ograniczony czas pływami zrobiliśmy szybką rundkę po Hobson Bay cumując na popas na małej plaży na drugiej stronie.



W powrotną drogę popłyneliśmy wzdłuż południowego wybrzeża co ładnie izolowało od fal i wiatru.





Razem około 2-3 godzin co jak na pierwszy test w sam raz.
Acha i cumując z powrotem do naszego pomostu...hmm jakiego pomostu?



Właśnie: idący odpływ spowodował że zakończyliśmy imprezę na plaży przez którą idzie się kilkanaście metrów do pomostu przez błotko. Imprezy kajakowe wymagając tu orientacji i pierwotnych pacyficznych instynktów marynistycznych ...lub aplikacji w telefonie.




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jak powiększyć dom o 41%?

Witajcie drodzy oglądacze. Dziś będzie trochę o pomyślnie zakończonej epopei pod nazwą "zadaszenie tarasu" lub jak kto woli powiększenie domu o 18m2. Na początku był...o dziwo projekt (tu już w wersji ostatecznej oczywiście):  A fizycznie... zaczęło się niewinnie gdyż zamierzałem wykorzystać umieszczone uprzednio w ziemi słupy na których wisiały słoneczno-chronne żagle: Projekt na początku przed wizualizacjami 3d  - jak to zwykle bywa - optymistycznie zakładał dodanie trzech słupów przy domu, potem jakieś tam ścianki, dach, okna, szuru-buru i gotowe,  ha, ha, ha. Po zdjęciu misternej żaglowej konstrukcji dwóch kwadratów i trójkąta okazało się że słupy wystawione prawie rok na działanie wiatru, słońca i deszczu wypaczyły się niemiłosiernie i nadają sie albo do prostowania albo do wykopania i na opał.   Po empirycznym sprawdzeniu iż nie da się odwinąć odkręconego na słojach słupa za pomocą namoczonej i suszonej w słońcu owiniętej okrętowej liny, nie pomaga też polewanie wodą or

Wiosenne pożegnania i powitania

 Dopiero po dwu miesiącach jestem w stanie napisać o tym słowo, choć dalej nie łatwo. Bo wkrótce na zdjęciach nie zobaczycie już więcej dwu kotów, więc dlatego.  Po dwóch tygodniach strasznego dla nas czasu postępującej niewydolności nerek odszedł od nas Dizelek.  Ma swoje miejsce już na zawsze pod swojską zasadzoną przez nas brzózką oraz w naszym sercach. Dziś tylko można wspominać te dawne czasy gdy był jeszcze małym kotkiem I nie więcej słowa o tym, bo ciężko na duszy. Tymaczasem czy chcemy czy nie (a może na pocieszenie?) wiosna nadciągnęła powolnymi krokami. Nawet gruba trawa okupująca odpływ z kuchni zakwitła wreszcie oczekiwanymi irysami: Cherry blossom przy rowerowni: Wiosenna sałatka z drzewa nad nami: Gdy już wydawało się że jest ciepło i ładnie znów zaatakowały zimne noce i nawet lokalne przymrozki trawy, a potem znów upał w dzień do podkoszulka i fale deszczu by było nam tu zielono. I nawet śnieg znów uderzył znienacka na wyspę południową u nas odpryskując zimnymi deszczowy