Dzień w którym: Toniemy! (a niby kto?) oraz utkneliśmy bo pada, leje i zacina deszczem. Po wyruszeniu z Athol pogoda siadła kompletnie, strugi deszczu że wycieraczki nie wyrabiają. Radosne skrobanie na szybie wskazuje, że piórka nie są już pierwszej świeżości. Toczymy się w stronę Te Anau czyli ostatniego większego miasteczka przed Milford Sound. Gdy trochę zwalniamy i na moment stajemy okazuje się że że dach w pocisku przecieka na postoju! Wciskamy pod podsufitkę ręczniki i wyżymamy na bieżąco ale powódź ledwie udaje się opanować. Po dojechaniu pod główny supermarket udaje się z niemałym trudem wcisnąć pod daszek przybudówki marketu gdzie przenajmniej już nie zalewa samochodu. Mamy więc czas na długie zakupy w celu uzupełnienia zapasów, a dach może trochę przeschnąć żeby próbować go uszczelniać. W strugach deszczu przebiegam od Mitre10 po taśmę McGyvera i z wyrafinowanym poczuciem estetyki obklejam co się da w domniemanym punkcie przecieku. W markecie tłumy, wszyscy...