Przejdź do głównej zawartości

Zrób sam Nową Zelandię część IV - bagażnik na trajka

Już wiadomo że kiwi nie są specjalnie rowerowym narodem, ale rowery są tu i ówdzie wożone na samochodach zwykle na kąpiele błotne lub szosowe zdobywanie przełęczy górskich.

Najpopularniejszymi bagażnikami na nie są takie mocowane na hak oraz ad-hoc w postaci rurkowatego statywu z odciągami na tylnej szybie.
Pierwsza opcja odpada - nie mamy haka, a z tą pojemnością silnika i górami dookoła jego przydatność jest dyskusyjna. Ewentualne zamocowanie całego majdanu blokuje oczywiście tylną klapę.
Druga opcja zmaterializowała się w postaci okazyjnie kupionego stelażu - niestety może to działać tylko dla coupe lub sedana - nijak nie dałem rady sensownie tego zamocować na stromej szybie mini mpv.
Poza tym obie opcje nie dają sensownego miejsca na trajka Ani - pozostaje tylko dach.

Udało się nabyć uniwersalny bagażnik który i tak musiałem dostosować na tak mały samochód bo był za szeroki -  szlifierka, nitowanie jednej strony mocowań, podwyższenie głównych nóg - tego typu atrakcje.

Problematyczne okazały się rynny-stojaki na rowery, a na trajka potrzebowałem trzy. Firmowe rozwiązania dla klasycznych pojazdów oczywiście istnieją ale destrukcja trzech rynień po minimum 150$ za sztukę aby je dostosować do nietypowego roweru to zbrodnia na materiale i portfelu.

Po przeszukanie targu szmelcu w Avondale wróciłem oczywiście z kilkoma artefaktami ale rynny na rowery były nieobecne. To bardzo mało popularna metoda wyparta całkowicie przez wyżej wspomniane rozwiązania.

Zająłem się przeszukaniem działu technicznego Bunnings (to takie już wspominane tu OBI lub Praktiker) no i znalazłem belki rynnowe pod półki do regałów typu zrób to sam. Idealna szerokość rynny, kilka długości do wyboru, ładnie pomalowane no i 15$ za sztukę. Do dzieła:

Pierwsze przymiarki długościowe:



Mocowania do belek bagażnika są zwykle zrobione z wygietych i nagwintowanych prętów w kształcie litery U. Nie mogłem znaleźć odpowiednich no i też cena za sztukę była zaporowa : prawie 20$ za jedną nierdzewkę - a potrzebowałem sześć. Pomocny okazał się pręt gwintowany 6mm ocynkowany "z metra" który po pocięciu i wygięciu dał mi sześć ładnych idealnie wyprofilowanych mocowań. Nie kosztował więcej niż 5$...


Na zdjęciu również stopka dachowa z ładnie wyprawionej skóry, widać też cięcie skracające belki głównej.

Przymiarki na samochodzie po obcięciu skrajnych niepotrzebnych mocowań:





Przymiarki z rowerem:



A to ogranicznik załadunku - co by przy wjeżdżaniu na dach nie polecieć za daleko:




Pełni funkcję też dodatkowego mocowania do ekspanderów. I tak jest to przypiłowany uchwyt pospolitego garnka:)



Jeszcze tylko uchwyt do ramy roweru (niby mocowanie do kół wystarczy ale trzeba na mur-beton) ...i gotowe...


Komentarze

  1. Fajne,ale widzę jeden problem-jedziecie samochodem, bierzecie trajka Ani na dach,dojeżdżacie na miejsce i chcecie dalej na rowerach i co?Ania jedzie a ty biegniesz za rowerem? Bo miejsca na drugi rower nie widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, no fakt. Ale drugi rower leci do środka jaki by nie był (poziomy też się mieści) tylko trajk w żadnej pozycji nie włazi - brakuje dosłownie 10cm. Włożenie dwu na dach może i było by możliwe ale na razie nie ma na to ciśnienia więc nie ma po co komplikować konstrukcji.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln