Przejdź do głównej zawartości

Waiheke - wyspa wina i widoków - Goście, goście!


Goście przyjechali - w części swojej podróży poślubnej: Danka i Michał.

Nie mamy wiele możliwości pozwiedzania razem gdyż są tu pomiędzy weekendami, więc stąd pomysł by kilka spotkań wieczorych "na tygodniu": zakończyć wspólnym wyjazdem po pracy w piątek na wyspę Waiheke.

Zaokrętowani na promie:


Jest dość pochmurno ale zapowiada się miły wieczór, ostani prom mamy nawet około północy więc jest trochę czasu na spacery i degustacje.


W przerwie gadania wyszliśmy popatrzeć na panoramę miasta - godzinna podróż ucieka błyskawicznie.



Już w porcie Matiatia - wyspa wygląda świetnie.


Widok na zatokę:


Idziemy na ścieżką krajoznawczą:



Widoki są ekstra z opcją wypatrzenia lokalnych pingwinów. Niestety pewnie imprezowały gdzieś po robocie.


Atrakcje NZ czyli drzewa nie zawodzą:




Szlak okołopółwyspowy.


Tam przypłyneliśmy i będziemy musieli jakoś wrócić, ale jeszcze nie teraz, bo jest coraz ładniej.


Panoramy Waiheke:



Goście przodem:





Drobne wysepki okolicy:


Daleko na horyzoncie jest zarys Auckland:



Wyspa Motuihe:


Motuihe, Motutapu i w tle wulkan Rangitoto:




Motukaha island:



Zejście do kolejnej zatoki:




W staropolskim stylu ignorujemy śmiertelne zagrożenie w postaci uszkodzonej deszczami ścieżki i kontynuujemy spacerek naokoło do winiarni.


Wspinaczka nad zatokę.


Widoki z góry:




Po dotarciu na szczyt góry zeszliśmy nieco do winiarni gdzie z fanstastyczną panoramą uczciliśmy wieczór konsumpcją i degustacją. Imprezowanie potrwało nieco więc wyszło na to że wróciliśmy przedostatnim promem.
Nawet na tak krótko Waiheke jest świetnym miejscem na wycieczkę.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln