Przejdź do głównej zawartości

Jak powiększyć dom o 41%?

Witajcie drodzy oglądacze.

Dziś będzie trochę o pomyślnie zakończonej epopei pod nazwą "zadaszenie tarasu" lub jak kto woli powiększenie domu o 18m2.

Na początku był...o dziwo projekt (tu już w wersji ostatecznej oczywiście):




 A fizycznie... zaczęło się niewinnie gdyż zamierzałem wykorzystać umieszczone uprzednio w ziemi słupy na których wisiały słoneczno-chronne żagle:


Projekt na początku przed wizualizacjami 3d  - jak to zwykle bywa - optymistycznie zakładał dodanie trzech słupów przy domu, potem jakieś tam ścianki, dach, okna, szuru-buru i gotowe,  ha, ha, ha.

Po zdjęciu misternej żaglowej konstrukcji dwóch kwadratów i trójkąta okazało się że słupy wystawione prawie rok na działanie wiatru, słońca i deszczu wypaczyły się niemiłosiernie i nadają sie albo do prostowania albo do wykopania i na opał.  

Po empirycznym sprawdzeniu iż nie da się odwinąć odkręconego na słojach słupa za pomocą namoczonej i suszonej w słońcu owiniętej okrętowej liny, nie pomaga też polewanie wodą oraz stalowe naciągi do płotu - przynajmniej jeśli nie chciałbym by trwało to kolejne pół roku.

Wobec tego że wykopanie słupów i betonowych brył z ziemi mogło by dość poważnie naruszyć stablinośc tarasu (oraz mojego kręgosłupa) zastosowałem rozwiązanie hybrydowe:


Lewy słup (jako że zawinął się prawie o 45 stopni)  został ucięty prawie przy ziemi w kształcie litery L - i zastapiony nowym, środkowy uciąłem do połowy do wysokości przyszłej ścianki. Jako że przykręcony do niego nowy bardziej na lewo celował lepiej w środek tarasu (taki był oczywiście plan, od poczatku - oczywiście) 

Ten z prawej  podobnie uciąłem do odpowiedniej wysokości przykręcając nowy - tu akurat bogowie cieśli nade mną czuwali - pasowało to lepiej do przyszłej ściany po zewnętrznej stronie parkietu nie zjadając powierzchni użytkowej.



Jak widać sprawa się rozkręca, zadaszenie tymczasowe głównie dla psa bo i tak w deszczu nie da rady pracować.



Liczba słupów rośnie jak i górka odciętych kawałków, znajdą one swoje miejsce później w ścianach i podporach:


W składzie drewna zabrakło słupów, więc musiałem przywieźć z Taupo...


No mamy już jakiś samonośny szkielet.


Nadeszła chwila przywiezienia najdłuższych kawałków krokwi dachu i jeszcze więcej słupów (gdy zwiekszyłem już popyt i przyjechały) :


Wtaszczone na górę i umocowane:


Tu wydaje się że się niewiele dzieje ale wjechało 20 kilo wzmocnień śrubno-gwoździowych trzymających wszystko w ryzach. Znalazłem nawet oficjalne zalecenia "Builder code of NZ" które uwolniono po pandemii i nie trzeba płacić już za dokument setki dolków do którego masz się i tak stosować. Co było dość niezabawne.  
Więc nawet jest legalnie  tak jak do strefy brzeżnej pacyficznych wiatrów - a to biorąc pod uwagę zmiany klimatu może się przydać i tu,



Kota zniesmaczona rykiem piły i młotowaniem kotw -  wyprowadza się:


Powiesiłem od góry znów trójkąt bo w upale można dostać fijoła:


Co wieczór dokumentuje postępy działań:


Jeszcze więcej desek, w składzie drewna ITM już mówią mi po imieniu.
Jeszcze trochę, a dorobią mi klucze do wypożyczanej przyczepki placowej...


Wrzucam na górę pierwszą poprzeczną łatę:


Mamy już na szczycie przybite łaty, więc wybierając dostawcę pokrycia i negocjacje ilościowo-wymiarowo-cenowe,  zaczynam malowanie:



Kolejne dwa długie weekendy później latania po platformie z wałkiem i pędzlami:


Zdejmujemy folię i żagle do ostatnich poprawek malarskich:









W tzw międzyczasie mała letnia powódź - dobrze że jest nasyp pod tym tarasem oraz żwirowe ścieżki - więc oprócz małego jeziorka na zewnątrz oraz pod dużym namiotem remontowym - nic groźnego.
Wygląda na to że betonowanie wszystkiego u nowych sąsiadów zepsuło nam lokalną irygację. W razie co mam już plan na rurę odwadniającą - mnóstwo kopania - zobaczymy co pokaże zima.



Ścianka od strony płotu - izolacja za pomocą znanych już arkuszy piankowych (jeszcze mam niezły stosik) - przy okazji robię też instalację gniazdkową oraz na zewnątrz do warsztatu - dość potykania się o przedłużacz od skrzynki licznikowej!


W ścianie izolacja z wełny, a co ? - bo mam :). Sama ściana z pomalowanych gigantycznych płyt mdf - a skąd one? Szef budowy obok zbierając zabawki któregoś popołudnia podarował mi je wraz z paletami - całkiem gratis.


Powstawały też boczki scian oraz druga strona ściany od strony płotu - wszystkie z najprostszych desek na płoty - dużo to roboty ze szlifowaniem ale cena znośna.






Przygotowani na przyjazd dachu z poliwęglanu komorowego.


Któregoś ranka przyjechały rzeczone płyty dachowe :


A więc wczesnym rankiem włażę na górę i instaluję:





Mimo późnego lata rano jest już dość chłodno - stąd ładna rosa na świeżo położonych wczoraj płytach:



500 wkrętów i dwa dni później:





Po finalnym obwieszczeniu końca akrobacji na drabinach i zakończeniu uroczego cięcia płyt, wiercenia i wkręcania jak codzień przed wieczorem wylatuje znów na zewnątrz i panicznie sprzątam stół bo wiem że będzie padać... 
Żona patrzy na mnie dziwnie - "Ej ,przecież masz już dach!" 
Cholera - faktycznie:)

Pierwszy poranek pod dachem!

Na razie bez okien...
Ale... od czego skarbnica odpadów użytkowych w okolicy.
Po kilku wizytach namierzyłem odpowiedni rozmiar okien i wynegocjowałem odpowiednią cenę na 4 okna, bo jedno zapasowe (za: 8 dolarów - w sumie).
I zacząłem osadzanie ich w ramach:





Okienka boczne z pozostałości materiału na dach:



Po wielu godzinach szlifowania i krążenia z oknami i listwami do warsztatu i z powrotem:


Z absolutnych końcówek materiału dachowego powstały przesuwne boczne drzwi:


Oraz okna które nie wychodzą na część którą musimy szczególnie oglądać.
Dwa z nich będą uchylne ale to praca dopiero na lato bo muszę czym prędzej zamknąć bryłę - jesień idzie!:





I już z dodatkowo zamawianych większych płyt podwójnie składane drzwi frontowe:


Drzwi - oczywiście wykonane na wymiar i od zera - znam już na pamięć kody na listwy  18x40mm oraz 18x80mm w składzie drewna..


Wymyślenie sposobu ich składania oraz zawieszenia trochę mi zajęło:


Mamy dodatkową składaną rampę która ułatwia wchodzenie i wtaczanie rzeczy na taras oraz wstydliwie ukrywa fakt że cały taras łącznie z całym domem jest lekko pochylony więc na tak długiej linii drzwi wychodzi nieuchronna szpara.


Na razie na zimę, mimo skończoncyh drzwi zostawiamy rozpiętą folię - może nie wygląda ale ogranicza ucieczkę ciepła.




Jeden żagiel wrócił od wewnątrz aby ograniczyć efekt szklarni poczas słońca oraz do efektów (pod)świetlnych:







Do następnego projektu!










Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację z...

Kiwi Funcargo

Dla ciekawych kupiłem praktyczne jeździdło: Toyota Funcargo 1.3 za ok 10tys zl. 110 tys km przebiegu, rocznik 2000, ciemne szyby & owiewki ale też kilka obtarć i jedna plamka rdzy na wgniotce z lewej. Aha i wiem kołpak lewy przedni gdzieś wcięło, trudno. Wszelkie akcesoria z klimą i elektryką oraz łacznie z 5 calowym TV w środku do Japońskiej telewizji NHK, CD, radio i kaseciak odsłanijacy sie zza ekranu - niezły bajer. Szkoda że po japońsku ale jakoś daję radę włączyć radio. W środku syf straszliwy po Chińczykach więc spędziłem deszczowe przedpołudnie na ogarnięciu wszystkiego. Mimo szperania wszędzie nie stwierdziłem obecności rudej czy innych problemów - to zasługa braku zim. Jeździ zupełnie fajnie - trzeba będzie napiąć pasek alternatora bo popiskuje - sprawę na razie załatwiłem antypoślizgowym sprayem z dyskontu. Światła przydało by się przepolerować ale ten model tak ma więc załatwię jak będę miał czym.