Przejdź do głównej zawartości

Zrób sam Nową Zelandię - część V - Camperolans - przygotowania

Pierwsze zdjęcia z robót ogólnych - czyli jak kto woli demolki:



Ania usuwa nity i płytki przykrywające dziwne otwory na ścianach. Najwyraźniej w ramach napraw ściany nitowano tam na szybko aluminiowe płytki.


Zdjeliśmy oświetlenie i dokonaliśmy pomiarów ogólnych do planowania wnętrza


Uwaga żona z młotkiem!



Nad wejściem wisi nagrzewnica i jak okazało się jest zasilana obiegiem wodnym połączonym z silnikiem. Jest to dobra i zła wiadomość: Dobra : to jest wydajny system, instalacja już jest i jest szczelna. Zła: urządzenie jest w miejscu walenia głową, nie można dopuścić do rozszczelnienia przy przeprowadzce, nie mogę uruchomić na razie elektrozaworu i wiatraków bo panele na przodzie wyglądają na odłączone. Więc nie wiem, czy działa. Na razie. Pomysły są podłączenia wiatraków i elektrozaworu "na krótko" odkładam póki jeszcze jest szansa odkryć to idą po kablach do kłebka.


Rury doprowadzają ciepło do nawiewu pod półkami. tu lewa w środku kwadratowej wiszącej szafki.  Lewa jest - prawej brakuje.


Tak wygląda panel kontrolny jeszcze przed ujawnieniem co jest pod spodem. Jest też instalacja 230v z przetwornicy do której podłączano ładowarkę do zewnętrzego akumulatora - trochę to pokrętne rozwiązanie generujące podwójne straty. Do przeróbki.


Sytuacja po zdjęciu ramek bocznych świateł.


Miejsca po ramkach zaszpachlowane, usuniete anteny kominikacyjna płetwa i gps z przodu - na razie uszczelnione otwory paskami żelu którym to przyklejali. Siedziałem na dachu pół dnia z łomem - było sporo zabawy. Dalej będę walczył z tym mocowaniem lamp na przedzie - śruby odkręcone, a trzyma się czegoś jak zaspawany.


Wyprowadzka szafki zza fotela kierowcy. Mimo że wyglądała nieźle to tylko zgrubnie wycinana blacha obłożona najtańszą wykładziną. Nie ma co tego zostawiać tym bardziej że potrzebuje i tak dostępu do kabli.



Mówiąc o kablach sytuacja po odsunięciu ścianki za fotelem pasażera. Web 2.0.
Te dwa moduły na górze to kontrolery świateł i syren z firmy Nautech - znalazłem trochę już schematów i katalogów i mniej więcej wiem do czego to było.


Więcej demolki. Zdejmuje podsufitkę by przełożyć antenę radia i obadać stosy kabli:


Chwilowo bez sufitu, przekładka anteny i badanie wiązki kabli idącej do słupka. Znalazłem 12 v w dwu żyłach do czegoś reszta nie daje znaku życia:


Tak, antena do radia była sobie radośnie między deflektorem z żywicy epoksydowej, a fragmentem dachu nad kabiną. Przełożyłem ją na boczny słupek deflektora wiercąc dziurkę w laminacie i zabezpieczając sikaflexem.


Detale nagrzewnicy - niestety to stary model i nie zaskoczyło mi w głowie przed ruszaniem jej że tak cienkie kable to może być tylko wentylator, a nie elektryczna grzałka. Dowiedziałem się że w rurach mam płyn, a nie powietrze przy próbie ich odłączenia. Po odkręceniu zacisku i luzowaniu węża coś delikatnie zabulgotało i dokręcałem 3x szybciej spowrotem.



Węże są porządnie uszczelnione - na całe moje szczęście. Jeszcze mi zapowietrzonego układu chłodzenia trzeba, ufff.


A to już rama na spodzie - badałem miejsca na instalacje zbiorników sanitarnych :


Miejsca jest dość nawet na setki litrów - mamy trzy sekcje na zbiorniki do wykorzystania. Jakby się uprzeć można i tajny schowek zrobić.


Jedyne co trochę wadzi to cięgło i linka ręcznego ale do ominięcia.



Na szczęście konstrukcja podjazdu pozwala na dość łatwe włażenie pod niego z jednej strony. Zbadałem sprawę co byłoby potrzebne do wypoziomowania go do meblowania (pion by się przydał) ale ciężka sprawa : pod lewe tylne koło musiałbym podłożyć bloczek 11cm (jeszcze wykonalne z bali które mam) ale pod przednie już 23cm. Wszystko fajnie ale jak długi musiałby być najazd żeby na to wjechać bezpiecznie?
Więc cóż na razie stoimy jak nasz podjazd - krzywo i tak zostanie na jakiś czas.

Kolejne wieczory i weekendy odkrywania zagadek przed nami!

Komentarze

  1. Fantastyczne!Sam bym się pobawił z czymś takim. Jeżeli chodzi o poziomowanie to może odkręć przednie koła i postaw na klockach,zyskasz przynajmniej kilkanaście cm.Co do nagrzewnicy - jeśli jest połączona z normalnym układem chłodzenia to może spuść po prostu cały płyn,przenieś nagrzewnicę w miejsce docelowe i potem napełnij.W nagrzewnicy powinien być odpowietrznik.Miałem podobny układ w VW busie i tam był.Pozdrawiam-ojciec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł z klockami niezły - mam nadzieję że lewarek da się bezpiecznie ustawić na tej krzywiźnie - tak samo klocki. Na razie dorwaliśmy miernik laserowy więc może pion nie będzie niezbędny. Obadam tę nagrzewnicę jeszcze - na razie czeka mnie nurkowanie pod silnikiem by zbadać czy ma wspólny obieg czy może działa na osobnym i własnej pompie. Trochę obawiam się tego odpowietrzania w razie konieczności rozkładania tego na części pierwsze i tak w ogóle to bardziej niż taka nagrzewnica przydał by nam się wymiennik ciepła w postaci małego bojlera podłączonego do tej instalacji. Ciepła woda w zaizolowanym zbiorniku (nawet 10-20l) przyda się do prysznica, a jeśli zaizoluje dobrze wytrzyma i do rana. Ciekawe że chyba byłem za mały by pamiętać to w busie - pamiętam tylko holenderską instalację gazową.

      Usuń
  2. Niesamowite..nawet czytających to wciąga :) Bartek..ale Ty wiesz co robisz? Dałeś Blondi narzędzia...z jej możliwościami za kilka dni, jak wrócisz z pracy na podjeździe zobaczysz...przewoźny piekarnik z termoobiegiem i alarmem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe, nie da rady pracujemy razem:) Rozwierca dzielnie coraz większe nity nawet wbijając sobie statystycznie mniej wiórów w kończyny niż ja. Dzielna żonka opanowała też zmienianie wierteł i następny level to obsługa łomu i kątówki. Zaraz jedziemy po listwy na przedni bagażnik poddachowy i zamawiam z Chin całą masę drobiazgów, tu nito-nakrętka kosztuje 5$ - (12zł) sztuka. Kogoś ostro pogięło. 86 sztuk + wbijak na Ali ok 35$, przesyłka gratis...no comment.

      Usuń
    2. łom...wiertła...dzizes..Przemyśl to jeszcze raz ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln