W ten weekend wyszło nam ze chcemy zawitać w dwa miejsca dość od siebie oddalone. Jedna atrakcja były dni Japońskie w centrum, druga zaś festiwal kolorów w świątyni Hare Krishna w Kumeu. Dzień Japoński byl w samym centrum w wielkich halach portowych. oprócz masowo obleganych stoisk z gadżetami, manga i hobbystycznymi figurkami były tez pokazy sztuk walki, dużo fajnego jedzenia, słodyczy itp. Jedyna wada były oczywiście dzikie tłumy i spore kolejki w postaci wianuszków gawiedzi do niektórych stoisk. Także upolowany prażony ramen należało sprytnie spożyć zwieszając nogi z doku bo przy nielicznych stolikach miejsca były deficytowe.
Wersja cukierkowa toyoty.
Stoisko bonsai.
Tłumnie przed the Cloud.
Spacerek przez port.
Koncert amatorski na dziwnych instrumentach obsługiwanych hmm..szpachelkami?
Widok z góry na początek portowego deptaka.
Wiadukt i wieża.
Na festiwal kolorów dotarliśmy dopiero wczesnym popołudniem ale mimo to kolejka do parkingu na dzikich polach poruszała się nad wyraz powoli. Po jakimś czasie po dotoczeniu się na miejsce postoju ujrzeliśmy chmury kolorowych pyłów, dzika muzykę i kopuły świątyni. Sama świątynia bardzo fajna i stanowiła enklawę od roztańczonego umorusanego towarzystwa. Tutaj było względnie cicho jeśli oczywiście nie liczyć typowej medytacyjnej melodii o Harych i Ramach co oczywiście daje temu wnętrzu bardzo ciekawy klimat. Po wyjściu na plac nietrudno było być naznaczonym przez obrzucające się pyłem towarzystwo. Co jakiś czas wśród bojowych okrzyków gawiedzi z armat wystrzeliwały kolorowe smugi. Dla chętnych straż pożarna ustawiła napełniane baseny gdzie można było spłukać się/potaplać w kolorowej wodzie. Co bardziej spłukani lub równomiernie przysypani osiągali kolor szat koczowników w kopalni złota w Czadzie. Jaki to kolor wie każde dziecko po probie zmieszania wszystkich kolorów kredek z pudelka. Muzyka dudniła,pyl wesoło wybuchał chmura tu i owdzie. Jak widać można się bawić bez alkoholu:) Ograniczyliśmy się do kilku przejść pod scenę, zjedzenia typowej Krishnowskiej wegetariańskiej strawy i do zrobienia sobie zdjęcia ze świętą krowa. Wyjazd z tej imprezowni potrwał swoje ale jak to już bywa w NZ do wielu miejsc prowadzi tylko jedna wąska droga.
Tłumnie i kolorowo!
Komentarze
Prześlij komentarz