Przejdź do głównej zawartości

Wiosenne pożegnania i powitania

 Dopiero po dwu miesiącach jestem w stanie napisać o tym słowo, choć dalej nie łatwo. Bo wkrótce na zdjęciach nie zobaczycie już więcej dwu kotów, więc dlatego.



 Po dwóch tygodniach strasznego dla nas czasu postępującej niewydolności nerek odszedł od nas Dizelek. 

Ma swoje miejsce już na zawsze pod swojską zasadzoną przez nas brzózką oraz w naszym sercach.




Dziś tylko można wspominać te dawne czasy gdy był jeszcze małym kotkiem





I nie więcej słowa o tym, bo ciężko na duszy.



Tymaczasem czy chcemy czy nie (a może na pocieszenie?) wiosna nadciągnęła powolnymi krokami.




Nawet gruba trawa okupująca odpływ z kuchni zakwitła wreszcie oczekiwanymi irysami:



Cherry blossom przy rowerowni:



Wiosenna sałatka z drzewa nad nami:


Gdy już wydawało się że jest ciepło i ładnie znów zaatakowały zimne noce i nawet lokalne przymrozki trawy, a potem znów upał w dzień do podkoszulka i fale deszczu by było nam tu zielono. I nawet śnieg znów uderzył znienacka na wyspę południową u nas odpryskując zimnymi deszczowymi nocami i najdłuższym sezonem narciarskim w historii na górach okolicznych.

I jeszcze jedno małe pożeganie, nie tej ważności, bo to w końcu nie żywa istota, ale po siedmiu latach złoty Funcargo wyzionął ducha. 




I żeby nie było: dowiózł nas dzielnie do samego domu nawet po 350km powrotu z Auckland na trzech cylindrach. A objawy były już od ostatnich stu tysięcy ale trzeba było wiedzieć że to nie w katalizatorze brzęczy stary wkład ceramiczny tylko kawałki zaworów, stąd braki mocy i włoska naprawa rok temu co nadmuchała osadu na ponowne uszczelnienie. Uważam że jak na uszczelniany nagarem silnik ze szczątkową kompresją to i tak niesamowite że dojechał do 250 tysięcy. 

I co mogłem zrobić? Naprawa tu się nie opłaca bo szlifować tulejki zaworów to można w dużym fiacie i nie w kraju gdzie 10 roboczo-godzin na to - to ekwiwalent innego silnika na wymianę. Silnik w okolicy się nie znalazł, a ja odmarzałem kości na motorze w przedwiośniu na trasie Turangi-Taupo-Turangi.

Tak dalej nie można - samochód potrzebny na już. Trafił się bliżniak w Auckland rok starszy, tym razem srebrny - szybka decyzja - dogadujemy, kupujemy. Kurs do Auckland nocnym autobusem i za podobną kwotę co siedem lat temu (uwzględniając inflację) i może to znak, nie wiem: z takim samym przebiegiem jak złoty w dniu zakupu: 112 tysięcy. 


Jakieś dwa tygodnie na przekładki ze złotego do srebrnego:



Cofneliśmy czas o siedem lat, gdy wsiadałem z muzykiem Pete'm na jazdę próbną (to on nalegał ja chciałem brać jak tylko zobaczyłem). Poczułem się jak w domu i tylko to uczucie jakby ktoś koni dołożył - bo ten samochód wyrywa się do jazdy. Te 65 koni co wyczytałem kiedyś i skwapliwie przyjąłem do wiadomości w złotym Funcargo zawsze jakieś takie ślamazarne się wydawało. A to kilowaty były, nie konie więc jest ich 85 - więc z porządną kompresją auto jedzie jak powinno.

Przez czas jakiś na podwórku dwa samochody stały, bo złoty przyholowany z warsztatu przez kilka tygodni służył jak dawca części na ewentualną wymianę.


 Podmieniałem co lepsze i okazało się że złoty był w przeszłości wersją niemalże topową, a w srebrnym niektórych rozwiązań "jeszcze nie wynaleziono".

Nawet okazało się że mimo lepszego stanu tapicerki i siedzeń nie ma z tyłu zagłówków  - mimo że rozkładamy je od wielkiego dzwonu to postanowiłem przełożyć. Skończyło się na podmianie wewnętrznych stelaży bo niezbędne były wspawane tam mocowania.

Podobny los podzieliły też tylne głośniki - w srebrnym były same zaślepki więc doposażyłem własnoręcznie. Zamek lewych drzwi niedomagał nieco - bez żalu - przekładka. Na tylnej klapie brak kieszeni na drobiazgi - przywędrowała ta ze złotego. Hak do przyczepy - to samo. Tylko nieco żal podsufitowych schowków z przodu - tu jednak byłem bezsilny - brak mocowań na śruby w dachu, a nie dospawam. Wymiana szyb na przyciemniane też trochę jest poza moim zasięgiem bo teraz wszystko przecież w XXI wieku klejone. Nawet taka manetka wycieraczek wymagała podmianki bo w złotym z płynną regulacją czasu wycierania, a w srebrnym plebejskie trzy biegi.

Po wybebeszeniu czego się dało i zostało przez mnie zainstalowane, złoty został ponownie złożony w środku na połowę srubek i najbardzieł połamane klipsy plastikowe bo jego los już został przypieczętowany poprzez odpowiednik "oddania do Żyda" czyli jedną z wielu obwoźnych "wreckers" opanowanych tu przez obrotnych Hindusów. Po obdzwonieniu kilkunastu i swojskim rytuale targowania się gdzie dominują określenia typu: "No way!", "Are you joking man?" "Not a cent less otherwise I hang up" czy "over my dead body!!" przyjechali i zabrali złote wspomnienia pierwszych siedmiu lat w NZ.

To i zwrot opłaty rejestracyjnej po oddaniu tablic do urzędu - nawet udało się odzyskać piątą część ceny. Ubezpieczenie tak nota bene i przepisanie na nowy pojazd zajęło mi pieć minut, tylko już od 2024 (a nie od 2025 jak ze złotym by było) przeglądy będą co pół roku, nie rok. Taka tradycja na pojazdy powyżej ćwierć wiecza u Kiwi.


Jak mówiłem powyżej nowy srebrny został zaprzęgnięty do roboty, w weekend wywiozłem 2 tony zielonego i drugie tyle odpadów jeszcze po poprzednich lokatorach (słynny dach od pickupa wylądował gdzie jego miejsce czyli na stacji odbioru gabarytów):


Przygotowywanie miejsca na parking dla Gżegżółki oraz pod przyszłą szklarnię:




Gżegżółka zaparkowana przed nowym sezonem:




Jeśli myślicie że to koniec powitań tej wiosny to się grubo mylicie!

Osobna historia już prawie powstaje bo to niezła epopeja jest - na razie będzie zaś zajawka:

Żonka pragnęła psa od zawsze, pies był wywiercany w brzuchu i wklejany w każdy obrazek przyszłości. Dom mamy jaki jest ale własny, pies powinien być bo kamera nie bardzo szczekać chce na tych co nieprawnie porządają rzeczy bliźniego swego, a tym bardziej za portki nie złapie kiedy trzeba.

Mąż był już urobiony, nie dawał po sobie poznać ale czyhał już i sondował. I pewnego dnia zakochał się bez pamięci w drugiej miłosci swojego nowego życia gdy żonka przekornie wysłała zdjęcie:

I sami powiedzcie czy można ulec tak sympatycznej mordce?

Ta historia ma swój dalszy ciąg bo teraz mamy epopeję pod tytułem "Kot i pies w jednym stali (mikro) domu" oraz "Porwaliście psa i co dalej?"


Dzień dobry wieczór. Nazywam się Woody, mam niecały roczek i przygarnęli mnie ze schroniska w Taupo. 

Będę dostarczać wam rozrywek pod tytułem: 'Co dziś przeżułam ? oraz "Gdzie nocą tupta kot?"


A więc przywiozłem...








 Ciąg dalszy nastąpi....























Komentarze

  1. "zrób to sam"to jakaś nasza rodzinna tradycja.Moze fajna,jednak męcząca...

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda kota, współczuję :( Ale dużo się u was dzieje, śledzę na bieżąco. Pies świetny! Tak sobie pomyślałem, że "Woody" to się woła rano po imprezie :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Pies jest obłędnie niesamowity - emanuje taką energią że rozruszał nam klimat rodzinny po smutnym okresie: spacerujemy, cieszymy się razem z nią i złe myśli idą precz. Imię, jak pewnie się domyślasz, przyszło razem z piesą i pochodzi od Woodstock i nawet pasuje choć żonka promuje "Mućka". Z okazji bycia fałszowanym dalmatyńczykiem (tak ktoś wpisał do ewidencji:)) - zapewne by uniknąć skojarzenia z "rasą niebezpieczną" za którą tu jest roczny domiar 150 dolców. To mieszaniec: american bulldog i charta.

      Usuń
  3. Wiosny i siersciucha szczerze zazdroszczam :) a Was Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację z...

Kiwi Funcargo

Dla ciekawych kupiłem praktyczne jeździdło: Toyota Funcargo 1.3 za ok 10tys zl. 110 tys km przebiegu, rocznik 2000, ciemne szyby & owiewki ale też kilka obtarć i jedna plamka rdzy na wgniotce z lewej. Aha i wiem kołpak lewy przedni gdzieś wcięło, trudno. Wszelkie akcesoria z klimą i elektryką oraz łacznie z 5 calowym TV w środku do Japońskiej telewizji NHK, CD, radio i kaseciak odsłanijacy sie zza ekranu - niezły bajer. Szkoda że po japońsku ale jakoś daję radę włączyć radio. W środku syf straszliwy po Chińczykach więc spędziłem deszczowe przedpołudnie na ogarnięciu wszystkiego. Mimo szperania wszędzie nie stwierdziłem obecności rudej czy innych problemów - to zasługa braku zim. Jeździ zupełnie fajnie - trzeba będzie napiąć pasek alternatora bo popiskuje - sprawę na razie załatwiłem antypoślizgowym sprayem z dyskontu. Światła przydało by się przepolerować ale ten model tak ma więc załatwię jak będę miał czym.

Jak powiększyć dom o 41%?

Witajcie drodzy oglądacze. Dziś będzie trochę o pomyślnie zakończonej epopei pod nazwą "zadaszenie tarasu" lub jak kto woli powiększenie domu o 18m2. Na początku był...o dziwo projekt (tu już w wersji ostatecznej oczywiście):  A fizycznie... zaczęło się niewinnie gdyż zamierzałem wykorzystać umieszczone uprzednio w ziemi słupy na których wisiały słoneczno-chronne żagle: Projekt na początku przed wizualizacjami 3d  - jak to zwykle bywa - optymistycznie zakładał dodanie trzech słupów przy domu, potem jakieś tam ścianki, dach, okna, szuru-buru i gotowe,  ha, ha, ha. Po zdjęciu misternej żaglowej konstrukcji dwóch kwadratów i trójkąta okazało się że słupy wystawione prawie rok na działanie wiatru, słońca i deszczu wypaczyły się niemiłosiernie i nadają sie albo do prostowania albo do wykopania i na opał.   Po empirycznym sprawdzeniu iż nie da się odwinąć odkręconego na słojach słupa za pomocą namoczonej i suszonej w słońcu owiniętej okrętowej liny, nie pomaga też pol...