Tydzień przeprowadzkowy był z gatunku tych ciężkostrawnych:
Po pożegnaniu w pracy zaczęliśmy się na serio zwijać z manelami - po trzech latach i przesortowanej - a jakże - skorupce ślimaka z Danii doszły stosy dobra zdobyte tu - a więc do spakowania. Przed środą gdzie o 11 odbierałem ciężarówkę byliśmy mniej więcej gotowi z całym garażem skrzyń i pudeł oraz złożonymi regałami z płaskie paczki - jak ja docenię ten pomysł wkrótce!
Po odebraniu 5,5 tonowego Mitsubishi Fuso i zjechaniu tą kolubryną z naszej góry podjazdowej tyłem zaczęliśmy wrzucać pierwszą turę. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji bo gdy tylko ktoś z naszej uliczki chciał wjechać lub wyjechać z dalszych posesji operację trzeba było przerywać, bagaż jako tako mocować, składać platformę i dokonywać podjazdów w przód i tył by jakoś kogoś przepuścić poprzez okoliczne wjazdy do domów.
Więc tak sobie ładowaliśmy radośnie przez 3 godzinki błogosławiąc dobry czas gdy do wynajęcia jest jest też jakiś domek na końcu naszej uliczki i oczywiście spacerują, wchodzą i wjeżdżają tłumy oglądaczy z agentami nieruchomości włącznie.
Ciężarówka została dopakowana do sufitu w przejściu znalazło się miejsce na tandem.
Po upewnieniu się że opiekunka do kotów znajdzie klucz z trudem wygrzebaliśmy się na naszą ulicę wyjąc silnikiem na krótkim pierwszym biegu i ruszyliśmy w drogę do Turangi.
Wszystko o dziwo dojechało nieprzetasowane i w jednym kawałku - wyładowanie zajęło nam wspólnie do późnego wieczora - a wcześnie rano runda z powrotem do Auckland.
Druga tura pakowania przebiegła już gorzej bo trzeba było upchnąć wszystko co potem nie zmieścimy do Yellow Tardisa. No i jechałem już sam. Sąsiedzi też nie współpracowali bo musiałem podczas ponownego pakowania robić dzikie manewry aż dziewięć razy by kogoś wpuścić, wypuścić, oklnąć itp.
Koniec końców wyjechałem dopiero o 18... co oznaczało mniej więcej że byłem w Turangi po 23 a rozpakowywanie skończyłem o 1:30 w nocy przy siekającym deszczu. Potem całe 3 godziny "snu" i przed 5 rano wyjechałem w drogę powrotną przy dalej sieczącej ulewie i szarpiącym wietrze i nawale nocnych 18 kołowych ciężarówek z balami drewna wielkości dorodnych sekwoi. Droga była zdecydowanie za długa...ale odstawiłem pojazd z zapasem 20 minut.
Ręka odpadała mi po szarpaniu się z manualną skrzynię biegów - to srebrne bydlę potrafiło rzucać synchronizację i na skrzyżowaniach nie mogłem wrzucić nic sensownego - co często kończyło się ruszeniem z trójki czy czwórki i paleniem sprzęgła. Potem dopiero opanowałem podwójne wysprzęglenia i przygazówki - jak w Starze normalnie.
Dotarłem Uberem do domu, zresztą pierwszy i ostatni raz adres wpisałem źle co skończyło się manualnym prowadzeniem kierowcy i... w sumie to nie pamiętam, chyba obudziłem się gdzieś po południu w pustym domu na materacu pod oknem gdzie żonka podała mi herbatkę.
Nie mam żadnej dokumentacji zdjęciowej z części 2 oprócz jednego zdjęcia przy pakowaniu drugiej tury:
Zdjęcie robione bardzo szybko i chyba podczas chowania już aparatu do kieszeni przy ósmej chyba z kolei rundzie manewrowej więc stąd efekt przyśpieszenia - a to dobrze oddaje sytuację bo ostatnie chwile drugiej tury były nerwowe.
Nie polecam z oczywistych względów tego typu maratonów;)
Dalej mieliśmy czas aż do niedzieli na wyprowadzkę.
Potem już było spokojniej, ale dom trzeba było wysprzątać a całą resztę upchnąć w małym Tardisie razem z nami i dwoma kotami.
He, he nie ma tak dobrze - to dopiero pierwsza warstwa.
Były trzy.
Na czwartej pod samym dachem na warstwach koców i szlafroków rezydowały koty. I było to o dziwo najspokojniejszy transport wszech czasów - mogły bezpiecznie wklinować się w puszystą wykładzinę i przez tych kilka godzin - zero problemów. W vanie mieliśmy nieustanny koncert i spacery. Pewnie też dużo ciszej i mniej rzucało.
Na bagażniku wylądował trajk - wreszcie bagażnik na niego nie był używany do transportu desek:)
Przy wyjeździe, na pożegnanie Captain Scott Road, przy takim załadowaniu tradycyjne przyładowanie katalizatorem w rynsztok - i jedziemy!
Żegnamy Auckland!!!
NO gratulacje. I czekamy na rozwoj sytuacji w nowym miejscu :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że już macie to za sobą, napisz jak wam się tam mieszka.
OdpowiedzUsuńZbieram materiał więc cierpliwości:) trochę rozgardiasz sprzętowy jest...
OdpowiedzUsuń