Żona na doszkalaniu do mistrzostw z łucznictwa więc w tym tygodniu jadę do Turangi sam.
Dziś sporo budowy i wreszcie długo oczekiwane atrakcje okolicy!
Trzymajcie się oglądacze dziejów napływowych kiwi bo dużo będzie zdjęć.
Jadę wprost z pracy testowo jak wcześnie mogę być na miejscu i starając się przeskoczyć korki na wyjazdówce.
Korków nie udało się uniknąć...
Ale mimo wszystko, poszło sprawnie, bo po jedynie godzince na SH1 Auckland-południe pędziłem już radośnie w kierunku Hamilton.
Tam na stacji "Z": podwójny placek "steak&cheese pie" z wkładką, moje standartowe ekologiczno-energetyczne "V energy" (z naturalnych składników do produkcji masy plasto-żywności).
I dalej w drogę.
Wieczór dopadł w najbardziej krętym miejscu - ale złapałem dobrą ciężarówkę i leciałem w ciemno za nią po serpentynach.
I góra 22:30 byłem w domu dokładnie na rozpoczynający się deszcz.
Zrzuciłem rower i co większe graty z przejścia i spać, trawa na zewnątrz do kolan.
Rano wstaję - ocieniam góry roboty:
Ktoś tu narzucał sporo zdobycznych artefaktów, będzie co robić.
Dziś sobota i tragicznie leje z prognozą do jutra rano a więc lecę z wnętrzami:\
Magia fotografi przerwowo-podklatkowej:
i pyk jest styropian..
i bum..wełenka na to, metodą na żyłkę.
I szuu... teraz zrobiły się poziome stelaże, wycinanie izolacji i opanowanie kabli.
I wjechała pierwsza płyta na lyżwach z płytek podłogowych dla wymaganego dystansu na parkiet.
I druga fru! w górę dzięki kreatywnym podnośniku z taśmy z grzechotką. Przy okazji idiotyczny skos pod sufitem powiększył górę opału co wymagało nieco perswazjii fizycznej.
I ścianka działowa gotowa!
Na dziś dość.
Z wczesnego rana jeszcze trochę wilgotno ale jest szansa an pogodę. Mam misje bojową - na rozgrzewkę zbadać dlaczego tak się zwiesza drzewo i jest w połowie uschnięte?
Szybka inspekcja wykazała pękniecie - być może od zawieszonej huśtawki - więc po konsultacjach na linii Turangi-Auckland wycinamy "parę gałęzi":
Znaleziona resztka hamaka robiła za dźwignię:
I wycięte i uprzątnięte:
Stos złomu zakrył niezły stosik opału:
Pogoda robi się naprawdę niezła a ja zasłużyłem na wycieczkę rowerową:
Rzut taiahą maoryską od domu mamy rezerwat, czyli taki park dla spacerowiczów i rybaków:
Po niecałej minucie kręcenia bez wspomagania oczom ukazała się rzeka:
Wszelkie ścieżki tamże jeszcze do zbadania bo wróciłem do głównej drogi i pojechałem na szlak - wizytówkę (mało)miasteczkowej turystyki pieszej (i rowerowej)
Szlak jak widać ma kilka wersji, nieuchronnie prowadzi do jednego z mostków, pokazowej farmy pstrągów i niezliczonych miejscówek rybackich.
Dyżurni wędkarze o każdej porze i pogodzie przy głównym moście:
Szlak zaczyna się od dzikich serpentyn na górę
Z każdym piętrem otwierają się nowe widoki, trawa bardziej zielona oraz woda lepiej smakuje.
Ścieżka fantastycznie różnorodna - od szerokiej żwirówki:
Po leśną autostradę:
Pierwszy z mostków co pozwala zamknąć najmniejszą pętlę:
I lecimy dalej- znów przepięknie:
Odjeżdżamy kawałek od rzeki z widokiem na łąki i góry:
Wąska nitka ale super równa, od prędkości furkoczą włoski na łydkach:
I znów do lasu na labirtynt technicznych zakrętów, jest kręto, stromo ale niesamowita adrenalina:
Osobne szlaki - domyślam się że na części pieszej schody i że będzie stromiej:
Seria zakrętów i łuków - tak przeleciałem (głównie bokiem) że mam tylko obrazki z płaskich częsci.
Tak, z drugiej strony były schody:)
Kładki i kupa zabawy:
180 stopni w buszu:
I ostatni już most na krańcu południowym szlaku:
Było świetnie - teraz powrót drugą stroną rzeki!
Drogowskaz do atrakcji ogrodu pstrągów:
Już myślałem że to plakat propadandowy - zapisz się do armii ale i tak fajne jak na muzeum: " Gnaty i czołgi - czego jeszcze więcej mógłbyś chcieć?"
Z drugiej strony mniej dziko - raczej spokojny deptak parkowy wzdłuż rzeki.
Pętelka zrobiona - tablice mówią 13.5km mi jak nic wyszło 18.
Czyżbym tak bardzo driftowałw tym lesie??
Mijam miłe logo miasteczka i lecę omijając centrum na drugą stronę bo jeszcze mi mało na dziś:
Droga jak w Norwegii
Skręt na park Tongariro w tle widać komarowe wzgórze "Mosquito Hill".
Przy okazji budowy tej elektrowni wodnej powstała nasza osada.
Jestem w Tokaanu - tylko na moment oglądam wejście do gorących źródeł, poza tym niewiele tu jest.
Przy ujściu kanału elektrowni wodnej jest marina w zatoce jeziora Taupo.:
Widoki na rozlewiska - są rampy do spławiania się więc będziemy kajakować!
Być może nawet kiedyś trafi się jakiś żagiel tu na przechowanie.
A to tylko mała zatoka ogromnego jeziora.
Po 34 km wracam do domu na szybką robotę przed wyjazdem z powrotem - koszenie ścieżek podkaszarką by nie brodzić w rosie i mycie vana.
I w drogę do domu, następny raz za tydzień na długi 3 dniowy weekend!
Dziś sporo budowy i wreszcie długo oczekiwane atrakcje okolicy!
Trzymajcie się oglądacze dziejów napływowych kiwi bo dużo będzie zdjęć.
Jadę wprost z pracy testowo jak wcześnie mogę być na miejscu i starając się przeskoczyć korki na wyjazdówce.
Korków nie udało się uniknąć...
Ale mimo wszystko, poszło sprawnie, bo po jedynie godzince na SH1 Auckland-południe pędziłem już radośnie w kierunku Hamilton.
Tam na stacji "Z": podwójny placek "steak&cheese pie" z wkładką, moje standartowe ekologiczno-energetyczne "V energy" (z naturalnych składników do produkcji masy plasto-żywności).
I dalej w drogę.
Wieczór dopadł w najbardziej krętym miejscu - ale złapałem dobrą ciężarówkę i leciałem w ciemno za nią po serpentynach.
I góra 22:30 byłem w domu dokładnie na rozpoczynający się deszcz.
Zrzuciłem rower i co większe graty z przejścia i spać, trawa na zewnątrz do kolan.
Rano wstaję - ocieniam góry roboty:
Ktoś tu narzucał sporo zdobycznych artefaktów, będzie co robić.
Dziś sobota i tragicznie leje z prognozą do jutra rano a więc lecę z wnętrzami:\
Magia fotografi przerwowo-podklatkowej:
i pyk jest styropian..
i bum..wełenka na to, metodą na żyłkę.
I szuu... teraz zrobiły się poziome stelaże, wycinanie izolacji i opanowanie kabli.
I wjechała pierwsza płyta na lyżwach z płytek podłogowych dla wymaganego dystansu na parkiet.
Na dziś dość.
Z wczesnego rana jeszcze trochę wilgotno ale jest szansa an pogodę. Mam misje bojową - na rozgrzewkę zbadać dlaczego tak się zwiesza drzewo i jest w połowie uschnięte?
Szybka inspekcja wykazała pękniecie - być może od zawieszonej huśtawki - więc po konsultacjach na linii Turangi-Auckland wycinamy "parę gałęzi":
Znaleziona resztka hamaka robiła za dźwignię:
Stos złomu zakrył niezły stosik opału:
Pogoda robi się naprawdę niezła a ja zasłużyłem na wycieczkę rowerową:
Rzut taiahą maoryską od domu mamy rezerwat, czyli taki park dla spacerowiczów i rybaków:
Po niecałej minucie kręcenia bez wspomagania oczom ukazała się rzeka:
Wszelkie ścieżki tamże jeszcze do zbadania bo wróciłem do głównej drogi i pojechałem na szlak - wizytówkę (mało)miasteczkowej turystyki pieszej (i rowerowej)
Szlak jak widać ma kilka wersji, nieuchronnie prowadzi do jednego z mostków, pokazowej farmy pstrągów i niezliczonych miejscówek rybackich.
Dyżurni wędkarze o każdej porze i pogodzie przy głównym moście:
Szlak zaczyna się od dzikich serpentyn na górę
Z każdym piętrem otwierają się nowe widoki, trawa bardziej zielona oraz woda lepiej smakuje.
Ścieżka fantastycznie różnorodna - od szerokiej żwirówki:
Po leśną autostradę:
Pierwszy z mostków co pozwala zamknąć najmniejszą pętlę:
I lecimy dalej- znów przepięknie:
Odjeżdżamy kawałek od rzeki z widokiem na łąki i góry:
Seria zakrętów i łuków - tak przeleciałem (głównie bokiem) że mam tylko obrazki z płaskich częsci.
Tak, z drugiej strony były schody:)
Kładki i kupa zabawy:
180 stopni w buszu:
I ostatni już most na krańcu południowym szlaku:
Było świetnie - teraz powrót drugą stroną rzeki!
Drogowskaz do atrakcji ogrodu pstrągów:
Już myślałem że to plakat propadandowy - zapisz się do armii ale i tak fajne jak na muzeum: " Gnaty i czołgi - czego jeszcze więcej mógłbyś chcieć?"
Z drugiej strony mniej dziko - raczej spokojny deptak parkowy wzdłuż rzeki.
Czyżbym tak bardzo driftowałw tym lesie??
Mijam miłe logo miasteczka i lecę omijając centrum na drugą stronę bo jeszcze mi mało na dziś:
Droga jak w Norwegii
Skręt na park Tongariro w tle widać komarowe wzgórze "Mosquito Hill".
Przy okazji budowy tej elektrowni wodnej powstała nasza osada.
Jestem w Tokaanu - tylko na moment oglądam wejście do gorących źródeł, poza tym niewiele tu jest.
Przy ujściu kanału elektrowni wodnej jest marina w zatoce jeziora Taupo.:
Widoki na rozlewiska - są rampy do spławiania się więc będziemy kajakować!
Być może nawet kiedyś trafi się jakiś żagiel tu na przechowanie.
A to tylko mała zatoka ogromnego jeziora.
Po 34 km wracam do domu na szybką robotę przed wyjazdem z powrotem - koszenie ścieżek podkaszarką by nie brodzić w rosie i mycie vana.
I w drogę do domu, następny raz za tydzień na długi 3 dniowy weekend!
Komentarze
Prześlij komentarz