Przejdź do głównej zawartości

Zrób sam Nową Zelandię część XVI - 2 wyjazdy na renowacje

Dwie rundy podróży weekendowych do gawry w Turangi juz za nami.

Ciągle wydaje się że niewiele udało się zrobić mimo że mamy już opracowany scenariusz wyjazdu w piatek po pracy by spedzić jak najwięcej czasu w nowym domu.

A więc jeździmy co dwa tygodnie, co daje mi z reguły trochę czasu na szukanie materiałów i zapakowanie naszej mieszkalnej ciężarówki.
A to ta mniejsza ciężarówka:



Z zestawem rynna-zrób-to-sam.


Na naszej kosiarce po urlopie coś wyrosło!:


Zapakowani na rundę numer 2, dziś na łóżku śpi styropian.:



Koty wyglądają ciekawie w kierunku wiosny:


Choć niektóre osobniki trzeba wyciągać na spacer:



Suszenie wykładzin po niefortunnej katastrofie hydraulicznej:



Tak wyglądał szczątek rynny z tyłu domu, jak widać niewiele z niej zostało i dla niepojetych dla mnie powodów ktoś tu zainstalował metalową wersję. Jej szczątki gniły radosnie na dole w liściach. Nie pierwszy taki genialny pomysł poprzednich właścicieli:



Zaczepy do nowego modelu:


Oraz w pełni zainstalowana:



Żonka wojuje z płytami G-K. Oczywiście odkryliśmy brak jakiejkolwiek izolacji w ścianach więc będziemy to naprawiać:


Wstępna izolacja styropianem i pianką z zostawieniem miejsca na przyszłe okno:


Salon po przejściu burzy styropianowej, a to dopiero początek!:



Suszenie kuchni po zalaniu z genialnej instalacji wodnej odsłoniło zadziwiające próby namalowania terakoty na podłodze betonowej:



Runda trzecia, tym razem zapakowani "pod korek" wieziemy 9 worów zdobycznego ocieplenia, oraz nieliczoną ilość innych gratów, rower na dojazdy do sklepu wylądował na specjalnym wieszaku ale o nim będzie w innym odcinku:



Znów mamy sporo szczęscia z pogodą. Nasza kosiarka nie dała rady poprzednim razem więc mamy juz sporo trawy:


Udało się oczyścić wjazd ze zwisających gałęzi więc wjeżdżamy już bez przeczesywania dachu:


Znana już skrzynka czeka na spam:



Sadzimy drzewka, na razie trzy sztuki : czereśnia, brzoskwinia oraz śliwka:


To nasz dzielny kot po wizycie pod Toyotą sąsiada. Z umaszczeniem wojennym paradował dumnie:


Gdzieś w środku roboty: na styropian poszła wełna, a słabsze ocieplenie na wygłuszenie ścianek działowych.:


Rzut oka z punktu widokowego pod Taupo na nasze jezioro. Na horyzoncie jeszcze ośnieżone góry masywu Tongariro i gdzieś pod nimi nasze miejsce.:


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln