Przejdź do głównej zawartości

Zrób sam Nową Zelandię część XVIII - Pancerny uchwyt rowerowy za 50$

Udało się wyszukać ciężki i solidny - a co najważniejsze firmowy uchwyt na rowery do 60kg.


Zamiast 169$ kosztował nas 40$ - i tak sporo jak na ceny ulubionego złomu ale faktycznie nikt go nigdy nie użył.
Niestety jest on przystosowany do zamocowania na kuli hakowej od przyczepy.

Po odpytaniu lokalnych certyfikowancyh instalatorów wyszło nam że zaistalowanie tego do vana nie jest takie proste z uwagi na niestandardową nadbudowę, co oczywiście wiązało się że zamiast typowych 400-500$ za zaczep z kablami trzeba będzie dorabiać specjalne ramiona itp. Minimum półtora tysiąca albo i więcej.. Jako że i tak już przy pełnym naładowaniu balansujemy na granicy maksymalnej ładowności ciągnięcie czegokolwiek i tak byłoby dyskusyjne.

Postanowiłem zamocować bagażnik do haka bez mocowania do miejsca podpiecia przyczepy...

Kolejnym znaleziskiem który przypieczętował decyzję było, a raczej była, sama odkręcana kula do haka zabezpieczona wielką śrubą 30-tką. Znaleziona w Salvation Army Family Store za 10$.
Mając to wszystko w zanadrzu rozpocząłem kolejny projekt:

Po roznitowaniu blaszango zabezpieczenia tylnej burty mogłem dokładnie zaplanować miejsce zamocowania uchwytu by przechodził przez pogrubioną część a najważniejsze nie mógł się obrócić pod ciężarem stojaka.



 Dla pewności jak widać to na dalszych zdjęciach dodałem wzmocnienie poniżej.
W środku czarnej tuby siedzi kula hakowa na sztywno zablokowana śrubami - odkręcamy tę dolną - bo łatwiej.



Dużo farby antykorozyjnej:


 Na górze zaś udało się dopasować coś co kiedys było stojakiem na coś w stylu laski ortopedycznej lub kul. Miałem w szufladzie z demontażu ambulansu:



Po rozcięciu i odgięciu oraz zamocowaniu do drzwi stojak pięknie tam wskakuje. Aby wybić mu z głowy inne wybryki zabezpieczam mocowanie szeroką taśmą rzepową.





Dodatkowo w miejscach wklęsłości na światła założyłem punkty mocowań odciągów.




Pierwszy większy rejs z dwoma rowerami do Turangi. Dałem nawet płytkę odblaskową i jestem i tak bardziej legalny niż 99% rowero-wozów. W NZ na "miastowych" dystansach mało kto przejmuje się zasłonietymi światłami czy tablicą, no ale my jeździmy 340km w jedną stronę...




Przy pierwszych próbach światła niestety jakkolwiek nie manewrowaliśmy rowerami zdawały się czasami przysłaniane szczególnie z prawej. Dodałem więc dodatkową parę na bocznych odbojnikach. Na początku chciałem je dac na górze ale po doczytaniu się w przepisach wyszło że na tej wysokości można tylko wtedy gdy nie ma innego wyjścia, a było i to łatwiejsze.





Pod te diody do oświetlenia tablicy podpiąłem wsteczny:)


Kable od wewnątrz wymagały trochę pracy:





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln