Przejdź do głównej zawartości

Spacerem po Nowozelandzkim woop woop



Woop Woop
/ˈwʊp wʊp/
noun
plural noun: wop wops
  1. a humorous name for a remote outback town or district.


    "it was like council night in Woop Woop"



Czyli jest to definicja dziury zabitej dechami.



Biorąc pod uwagę tym razem że samolot do Whanganui (bo o tej metropolii będzie ten wpis) mieści 30 osób i jest małym blaszanem autokarem na kółkach miotanym swobonie przez siły natury - zażyczyłem sobie lot wcześniej.

Co było bardzo dobrym pomysłem bo wreszcie miałem okazję coś zobaczyć.


Whanganui leży nad ujściem mulistej rzeki otoczonej wzgórzami. Jest to świetna baza wypadowa na eskapady w głąb buszu: tu znajduje się słynny Most Do Nigdzie: "Bridge to Nowhere", wiele ciekawych szlaków nawet na kilka dni łażenia czy też niedaleko jest zapomnianej austostrady: "Forgotten World Highway". 


Samo miasto zaś nosi w sobie znamiona uroczej dziury gdzie oprócz fragmentarycznych zatorów na Victoria Street  niewiele się dzieje  -tak na marginesie to jest lokalne "Krakowskie Przedmieście" lub "Aleje Jerozolimskie"  każdego miasta i miasteczka w NZ.


Znalazłem znajome lokalizacje!



Ruch trudno nazwać tu korkami bo zwykle jest to kiwi w dżandalsach parkujący w poprzek zabłoconym pickupem pod bankomatem przypadkowo blokujący przejazd autobusu i kilku lokalsów z tyłu.
Aucklandczyk dostał by ataku śmiechu z czkawką, no i zazdrościł oczywiście.

Nad miastem wznosi się coś co można by uważać za wieżę ciśnień - ta znajduje się trochę bardziej na uboczu - też natomiast stanowi punkt orientacyjny. Jest to oczywiscie wieża ku czci poległym ANZAC i jak najbardziej widokowa.




Spacer jednak należy zacząć od przekroczenia rzeki i dostania się na wzgórze. 




Miałem trochę pecha bo symbol miasta czyli stuletnia winda na szczyt do której dociera się tunelem w głąb zbocza była ostatni dzień w remoncie. 





 Ograniczyłem się jedynie do zdjęcia tunelu przez kratę. 

I uwieczniena pokaźniej i pociesznej kolekcji maoryskich masek plemiennych:





Nastepnie raźnym krokiem ruszyłem na długie schody.


Nie jest to jakiś specjalny wyczyn ale w czasie upału można się trochę zasapać.

Wieża już niestety zamknieta ale za to balkonik widokowy dostępny jest cały czas. Wznosi sie on dokładnie nad szybem stuletniej windy.




Widoki z balkonu.






Widok na wieże ciśnień:


Powiekszenia na kolejny mini symbol miasta czyli parowiec łopatkowy. Atrakcja tursytyczna co zatonęła będąc jeszcze mułem roboczym do przewozu drewna po kuracji błotnej i blisko 50 latach na dnie rzeki wspólnymi siłami i finansami lokalnej społeczności została wydobyta na powierzchnię i wyremontowana.






I jeszcze jeden punkt orientacyjny z folderu - wielka lustrzana kula zwana przez autora "kulką łożyskową".



Jeszcze raz parowiec wydłubany z błotnej rzeki:


Zanim wszedłem jeszcze na górę i dalej widziałem na ulicach czerwone budki telefoniczne. Wiele miast adoptuje je współcześnie na punkty dostepowe wifi, reklamowe słupy, puste skorupki do zdjęć dla turystów itp.
Ale tu - nie do wiary - w środku był autentyczny telefon!



Tak w ogóle w motelu znalazłem fajną stronę dla turystów co zobaczyć w Wop-wop Whanganui:


Na podróż powrotną była jeszcze jedna atrakcja którą Air Chathams określa jako najbardziej eksluzywny i przestronny samolot ich floty: Convair 580 (https://www.airchathams.co.nz/about-air-chathams/fleet/convair-580/)
Owszem, był ekskluzywny mniej więcej 50 lat temu gdy blaszane śmigła kręcił jeszcze silnik tłokowy.  
Po wymianie silników na współczesne turbojet'y  - dalej zresztą śmigłowe - jakieś 20 lat temu, wnętrze ma swój niepowtarzalny sznyt minionej epoki. 


Brakuje tylko popielniczek przy fotelach i spadochronów wiszących na kołku przy tylnym wyjściu:)



Jakoś dolecieliśmy na weekend, co też wszystkim życzę!

/CzCionkI w TyM Poście Zwariowały!!! - trudno będzie oryginalnie...







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację z...

Kiwi Funcargo

Dla ciekawych kupiłem praktyczne jeździdło: Toyota Funcargo 1.3 za ok 10tys zl. 110 tys km przebiegu, rocznik 2000, ciemne szyby & owiewki ale też kilka obtarć i jedna plamka rdzy na wgniotce z lewej. Aha i wiem kołpak lewy przedni gdzieś wcięło, trudno. Wszelkie akcesoria z klimą i elektryką oraz łacznie z 5 calowym TV w środku do Japońskiej telewizji NHK, CD, radio i kaseciak odsłanijacy sie zza ekranu - niezły bajer. Szkoda że po japońsku ale jakoś daję radę włączyć radio. W środku syf straszliwy po Chińczykach więc spędziłem deszczowe przedpołudnie na ogarnięciu wszystkiego. Mimo szperania wszędzie nie stwierdziłem obecności rudej czy innych problemów - to zasługa braku zim. Jeździ zupełnie fajnie - trzeba będzie napiąć pasek alternatora bo popiskuje - sprawę na razie załatwiłem antypoślizgowym sprayem z dyskontu. Światła przydało by się przepolerować ale ten model tak ma więc załatwię jak będę miał czym.

Jak powiększyć dom o 41%?

Witajcie drodzy oglądacze. Dziś będzie trochę o pomyślnie zakończonej epopei pod nazwą "zadaszenie tarasu" lub jak kto woli powiększenie domu o 18m2. Na początku był...o dziwo projekt (tu już w wersji ostatecznej oczywiście):  A fizycznie... zaczęło się niewinnie gdyż zamierzałem wykorzystać umieszczone uprzednio w ziemi słupy na których wisiały słoneczno-chronne żagle: Projekt na początku przed wizualizacjami 3d  - jak to zwykle bywa - optymistycznie zakładał dodanie trzech słupów przy domu, potem jakieś tam ścianki, dach, okna, szuru-buru i gotowe,  ha, ha, ha. Po zdjęciu misternej żaglowej konstrukcji dwóch kwadratów i trójkąta okazało się że słupy wystawione prawie rok na działanie wiatru, słońca i deszczu wypaczyły się niemiłosiernie i nadają sie albo do prostowania albo do wykopania i na opał.   Po empirycznym sprawdzeniu iż nie da się odwinąć odkręconego na słojach słupa za pomocą namoczonej i suszonej w słońcu owiniętej okrętowej liny, nie pomaga też pol...