Przejdź do głównej zawartości

Maungakiekie, góra więcej niż jednego drzewa - One Tree Hill

Góra jednego drzewa:  czyli Maungakiekie to wielki park w Auckland.


I to wcale nie o drzewa ani drzewo chodzi mimo że jak zwykle ich kształty fascynują.

Nazwa ta niewiele ma już do czynienia z sosną która tu kiedyś rosła na szczycie. Zasadzona dla uświęcenia kultury Maorysów przez założyciela parku J. L. Campbell'a (nie, to nie ten od zupy) została przez maoryskich aktywistów później uroczyście wycięta (w dwu podejściach w 1994 i finalnie w 2000 roku) jako "nieodpowiednia".

Trudno się dziwić - sosna ma tu status podobny do polskiej olchy czy leszczyny co innego jakby J.L. pomyślał i zasadził kauri, karakę, kawakawę czy manukę:)




Jest za to obelisk z którym w razie co tak łatwo nie pójdzie jęsli chodzi o wycinkę. Tym bardziej że upamietnia pierwszego Maorysa, za przeproszeniem: Kupe który odwiedził to miejsce na polinezyjskich wyprawach - gdzieś w okolicach roku 925.

Najciekawsza jest sentencja końcowa obelisku z pełym rysem historycznym:



  "In the 1840 treaty of Waitangi was signed whereby the Maoris accepted the sovereignty of the British Crown and where thereby secured in all their rights and privileges as British subjects." 

W skrócie: o traktacie z Waitangi w którym Maorysi zakaceptowali zwierzchnictwo korony brytyjskiej zabezpieczyli sie w prawach i przywilejach jako poddani.

Fakt iż obelisk jest betonowy wydaje się także solidnie zabezpieczać jego przyszłość.



W czerwcu 2016 gmina i lokalna reprezentacja maoryska zasadzili wspólnie 9 róznych drzew i inne badyle w jednym kręgu na miejscu tego wycietego. Widać to zresztą na zdjęciu obelisku wyżej. Albo się w końcu dogadali albo to rodzaj ubezpieczenia...



Teraz bedzie przegląd drzew w parku:






Jedno znalazłem nawet zawierające wróżki:


I symbol niewidzialnej ręki !



Na szczyt można nawet wjechać sobie rowerem - choć nie bez lekkiej zadyszki:






Widoki które są tegowarte - Maungakiekie to dawny wulkan, jak zwykle nie ma tu specjalnego zaskoczenia.





Ładnie widać pozostałe wulkany:




Ostoja maoryskich obrońców wzgórza z szefem na czele:


Korzenie we wnęce drzewnej:


Najciekawsze jest to że gałęzie wyrastają wprost z grubego pnia całkowicie poziomo!


Przed wejsciem na górę strefa piknikowa - opał  zapewnia gmina cobyś nie musiał gałęzi zbierać po kątach lub latać z siekierą.


W tej części parku pełen wypas.


Wreszcie odpowiednie ikoniczne zdjęcie Nowej Zelandii:



Między drzewami widać kopułę planetarium i obserwatorium astronomicznego.


Z drugiej strony jest oficjalna droga na szczyt. Tym razem obszedłem górę dookoła - bo jak widać po zdjęciach i pogodzie jest to już druga wizyta.




Dla leniów i tych  mniej sprawnych można podjechać pod sam szczyt


Od najdalszej przeciwnej strony za to gaj oliwny:



I tradycyjnie magiczne drzewa:










Komentarze

  1. Podziwiam te dziwne (dla nas drzewa)Zupełnie inny pokrój, układ gałęzi, etc.Zazdroszczę widoku kwitnących drzew,wiosna jest piękna!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln