Przejdź do głównej zawartości

Rodzinna błotno-gliniana rozrywka na popołudnie niedzielne

Zeszłej niedzieli wybraliśmy się na nietypową lokalną rozrywkę dla wieśmaków:)

Zaadoptowane do lokalnych warunków coś w rodzaju wścigów Daytona na Western Springs Speedway ale małymi, duzymi i baardzo wielkimi gokartami po glinianym torze... bardzo głośno i bardzo szybko.

Najwyraźniej chłopaki już mieli trening lub rozgrzewkę przed zawodami:



Czyszczenie z gliny ryczacych pojazdów:



No i największe bestie tego speedway`a:



Ostatnie przygotowania, hymny NZ i USA (bo był to finał pomiędzy tymi dwoma krajami):

I ruszyli, na poczatku malutnie oklatkowane gokarty / klasa midget:



Potem większe i jeszcze wieksze:






Warto zauważyć że pierwsze rzędy na zakretach były puste - pojazdy wyrzucają na wirażach zwały gliny i można nieźle oberwać:




Przysypane trybuny:


Procedura wypychania na tor i odpalania:


Nie udało mi się uchwycić kilku koziołków ale mam za to jedno efektowne wypadnięcie z toru jazdy i przejazd ruchomej pochodni (my ass is on fire!):






Po zapadnięciu zmroku zrobiło się magicznie:




Średnia prędkość tych mniejszych to ok 100km/h, najwieksze dobijają do 160..:



Pojazdy są odpalane przez krążące startery w postaci jeepów i pickupów, a także wpychane na tor z boksów przez drużynowe quady. W międzyczasie te już odpalone krążą sobie powoli formując szyk startowy:


Pędzące bestie:




Szyk startowy - tak zaczynał się każdy wyścig:



Jeden z ostatnich wyścigów największych jeździdeł, tor przypomina już mokre wyszlifowane wnętrze glininego garnka:


Przy okazji zaobserwowaliśmy że wyposażenie obowiązkowe kibica to: gogle i maseczka warsztatowa, gąbka-podpupnik lub krzesłko wędkarskie oraz płachta przeciw-glinowa lub peleryna z chino-marketu. Wybierają się całe rodziny z kocykami, termosami itp.

Oczywiście główną atrakcją są wszelkiego rodzaju wywrotki, efektowne poślizgi czy wymuszone przejazdy przez trawę, w razie czego wszystkie  pojazdy są pancernie oklatkowane i mimo kilku kraks nikomu nic się nie stało. Po każdym dzwonie ekipa ekspresowo reperuje płot czy odholowuje pogięte wraki, a prezenterzy wrzucają w ten czas wywiady z weteranami toru czy zawodnikami oczekującymi w kolejce.


Zdaje się że finał wygrało USA ale i tak było radośnie, zabawa trwała do późnego wieczora - zobaczyć choć raz - polecamy!

Komentarze

  1. Cześć kochani Ciekawe dlaczego jak to oglądamy to ze słowem dziwne? Może z czasem się przyzwyczaimy. Fajne te wyścigi!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln