Przejdź do głównej zawartości

Na pożegnanie z Auckland

 Była impreza pożegnalna w pracy - ta nieoficjalna i oficjalna.


Wspólne spotkanie z tymi co też nawiali już wcześniej z naszej wspaniałej firmy.


Skład obecny który też pożegnaliśmy:


Ania dostała niespodziankę mimo że to jeszcze koniec lipca:







A potem w weekend skoczyliśmy sobie do zawsze odkładanego ogrodu zoologicznego. Jest tak pięknie wpasowany w skalną dolinkę Point Chevalier, że jest to niezły spacerek po wzgórzach z widokami.

Już wejście jest w Nowo Zelandzkim stylu gdzie blacha falista się źle nie kojarzy i często jest materiałem wyjściowym kreacji artystycznych. 





Do surokatek można było zajżeć przez jeden z tuneli który prowadził do centrum wybiegu i "wieżyczki obserwacyjnej":









Flamingi za to stanowiły przebój sezonu:


A potem...do pakowania:)

Komentarze

  1. Te flamingi wygladaja jak ja ostatnio szukajacy majonezu w foteksie. Kuzwa na dziale warzywnym byl :D

    OdpowiedzUsuń
  2. He he he, piękne : no przecież jaja i olej w składzie to takie warzywa są, a w ogóle to do sałatki przecież jest, logiczne.
    Lokalnie walczę z logiką hydrauliczną w NZ: rury i połączenia są zwykle na pół cala, za to rurki do tego są też półcalowe czyli 15 i 16mm (jak by nie patrzeć: 1/2''=12.7mm), posiadają nakrętki na 3/4'' 1" oraz 30mm oraz brak takowej (radź se sam jak umiesz, żabką?). Są też 3/4'' czyli 19mm (wow: 3/4''=19.05mm) ale konwertery są z 20mm do 15mm bo tak (wymaga dużo taśmy uszczelniającej). Złączka do kranu to 20 i 22mm a konwerter do węża ogrodowego występuje losowo w dwu długościach (bez oznaczeń a mieszanie producentów to gwarantowane przecieki). Cztery podejścia do tego i już mamy ciepłą wodę w prysznicu i kranie w łazience - łatwizna!
    I ile części zapasowych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe to se do CV mozna wpisac ze sie ogarnia NZ hydraulike :)

      Usuń
  3. Hejo! Ale mnie tu dawno nie było..Zaglądam i widzę, że uciekacie od zgiełku miasta :) Przynajmniej flamingi godnie Was pożegnały :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejo! Ale mnie tu dawno nie było..Zaglądam i widzę, że uciekacie od zgiełku miasta :) Przynajmniej flamingi godnie Was pożegnały :P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln