Kolejna część wspomnień wakacyjnych z Turangi
Dziś rozgrzewka na pierwszy dzień w postaci spaceru na komarowe wzgórze: Mosquito Hill.
Na początek przerw w pracy ;) postanowiliśmy wybrać się w jakieś mało wymagające miejsce - wiadomo jak się człowiek zasiedział w robocie nie ma co porywać się na całodzienne maratony. Na razie.
Pierwszy cel to znalezienie wejścia. Miejsce było to z pewnością oznaczone dobrze w przeszłości ale obecnie nie zostało tego wiele. Po przedarciu sie przez jeżyny zobaczyliśmy nawet jakieś resztki wyblakłych tablic.
Pozostało nam przypiąć rowery do drzewka i popodziwiać sielski krajobraz z białym koniem w tle.
Uzbrojeni w przyrządy pomiarowo-nawigacyjne i po upewnieniu się że jesteśmy na ścieżce wejścia ruszyliśmy do góry.
Szlak jest dla niedzielnych wspinaczy bo po kilku małych serpentynach i obejściu wzgórza leniwym łukiem znaleźlismy się na końcowym widokowym tarasie.
Mapy od wielkiego G pokazywały jeszcze jeden ukryty punkt ale po wykonaniu małej pętli po ścieżkach ustaliliśmy że prowadzi poprzez mały kopczyk kamieni - czyli właściwy szczyt niestety zasłonięty całkowicie przez drzewa.
Na szlaku bogactwo lian:
Tak wygląda liana w powiększeniu:
Widoki z góry są tylko na północną i północno-zachodnią stronę
Na horyzoncie i krańcu jeziora było coś co zdawało się być ogromną plażą. Potem jak sprawdziliśmy tak wygląda płycizna w okolicach samego mistaeczka Taupo:
Ujście rzeki Tongariro do którego wybierzemy się kajakiem:
Malownicze Koru na zejściu na dół:
Po zejsciu ze wzgórza - upał wyraźnie się wzmógł.
A teraz drodzy oglądacze zobaczcie jego kolosalną moc:
Oto powiększenie zdjęcia sielskiego obrazka z białym koniem z samego początku wpisu:
Oraz ujęcie godzinę później:
Jak widać nawet konie w NZ opalają się bardzo szybko!
Dziś rozgrzewka na pierwszy dzień w postaci spaceru na komarowe wzgórze: Mosquito Hill.
Na początek przerw w pracy ;) postanowiliśmy wybrać się w jakieś mało wymagające miejsce - wiadomo jak się człowiek zasiedział w robocie nie ma co porywać się na całodzienne maratony. Na razie.
Pozostało nam przypiąć rowery do drzewka i popodziwiać sielski krajobraz z białym koniem w tle.
Uzbrojeni w przyrządy pomiarowo-nawigacyjne i po upewnieniu się że jesteśmy na ścieżce wejścia ruszyliśmy do góry.
Szlak jest dla niedzielnych wspinaczy bo po kilku małych serpentynach i obejściu wzgórza leniwym łukiem znaleźlismy się na końcowym widokowym tarasie.
Mapy od wielkiego G pokazywały jeszcze jeden ukryty punkt ale po wykonaniu małej pętli po ścieżkach ustaliliśmy że prowadzi poprzez mały kopczyk kamieni - czyli właściwy szczyt niestety zasłonięty całkowicie przez drzewa.
Na szlaku bogactwo lian:
Tak wygląda liana w powiększeniu:
Widoki z góry są tylko na północną i północno-zachodnią stronę
Na horyzoncie i krańcu jeziora było coś co zdawało się być ogromną plażą. Potem jak sprawdziliśmy tak wygląda płycizna w okolicach samego mistaeczka Taupo:
Ujście rzeki Tongariro do którego wybierzemy się kajakiem:
A tak wygląda sam szlak - luz i rekreacja:
Po zejsciu ze wzgórza - upał wyraźnie się wzmógł.
A teraz drodzy oglądacze zobaczcie jego kolosalną moc:
Oto powiększenie zdjęcia sielskiego obrazka z białym koniem z samego początku wpisu:
Oraz ujęcie godzinę później:
Komentarze
Prześlij komentarz