Przejdź do głównej zawartości

Kiwi gościnnie na równiku - dla odmiany: Singapur

Jetlag'i mają swoją dobrą stronę szczególnie gdy mieszka sie w miejscu które budzi się jako jedne z pierwszych na świecie.

Podczas służbowego wypadu do Singapuru postanowiłem tę sposobność wykorzystać na zwiedzanie miasta - pomny typowej konstrukcji pracowego dnia gdy po całodziennej tyrce jest się wrzucanym na "uroczą" kolację z oficjelami lub inne spożywanie/zakrapianie z rozmowami o tym samym.

A więc, ku zdziwieniu współpracowników i pewną ukrytą zazdrością skwapliwie pomijałem poranne długie spanie (i leczenie "po wczorajszym" z których to urywałem się szybko) mając w zanadrzu 4 godziny różnicy czasu na swoją korzyść.

Otóż radośnie budząc się ok. 4 rano mogłem swobodnie spacerować po budzącym się mieście - na co każdego dnia czekałem z niecierpliwością odkrywając kolejne zakątki tego niesamowitego miejsca.

Po 20 minutach spacerku z hotelu docierałem do centrum, mimo nocy jest goraco jak w suszarce bębnowej:


Nabrzeże nazywa się po prostu: Marina Bay, a rzeka wcinająca się w miasto to zaskakująco: Singapore River.


Most podwójnej helisy DNA (helix bridge):



Najsłynniejszy hotel Singapuru - przypomina ogromny statek wsparty na trzech wieżowcach - na górze oczywiście kasyna baseny, parki i inne atrakcje dla burżujów.


Jednak pod hotelem znajduje się kompleks parkowy Garden Bay a w nim niesamowite konstrukcje imitujące drzewa, zresztą o podobnym działaniu.


Oprócz gry świateł niesamowity był też dźwięk - budzący się świt, zupełny brak ludzi to feria ptasich głosów, których nie słyszałem nigdy wcześniej. Magicznie.


W dzień można pospacerować po zawieszonych kładkach.



Powrót pierwszego dnia - świta, a muszę jeszczę zdążyć ze śniadaniem i wybraniem się do pracy.


Następnego dnia po drodze dopadła mnie tropikalna burza - więc podobne miejsca, nieco później i bardzie mokre. Temperatura zmieniła się na korzyść nieznacznie, po deszczu doszedł "efekt sauny".





Tym razem nie musiałem już być tak wcześnie w pracy więc zostałem dłużej i zwiedziłem też inne zakątki parku.

Pod tym kołem znajduje się między innymi tor Formuły 1:


Wejście do części ogrodu indyjskiego:





Tak działają drzewa Supertree Groove:





Gdzienigdzie hodowali jakieś balony:



Część zwana złotym ogrodem:






Widok z ogrodów na miasto:


Uwaga na dzikie wydry! Może to też tak się darło między drzewami?


Singapurskie lwy:



Hotel Marina Bay Sands i srebrny ogród:


Instalacje sztuki nowoczesnej pod muzeum nauki i sztuki właśnie.


Panorama rankiem:


I znów przez most w drodze powrotnej:


W wielu wieżowcach klimat pozwala na zintegrowaną roślinność:



Uliczki Kampong Glam - spaceru niedzielnego poranka:



W sumie to z rana słyszałem zawodzenia więc dziś: dzielnica arabska i meczet jak z baśni:


Bardzo rano, bardzo pusto i ciekawe połączenie stylów.:












A to już pożegnalny balet złotych kropel na lotnisku Changi. Instalacja faluje i nieustannie się zmienia - robi wrażenie.




Jak powiedział celnie mi kierowca taksówki - indyjski emigrant - "Cieszę się że ci się podobało, ale wiesz: wszystko to takie tu sztuczne..."

Coś w tym jest.




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację z...

Kiwi Funcargo

Dla ciekawych kupiłem praktyczne jeździdło: Toyota Funcargo 1.3 za ok 10tys zl. 110 tys km przebiegu, rocznik 2000, ciemne szyby & owiewki ale też kilka obtarć i jedna plamka rdzy na wgniotce z lewej. Aha i wiem kołpak lewy przedni gdzieś wcięło, trudno. Wszelkie akcesoria z klimą i elektryką oraz łacznie z 5 calowym TV w środku do Japońskiej telewizji NHK, CD, radio i kaseciak odsłanijacy sie zza ekranu - niezły bajer. Szkoda że po japońsku ale jakoś daję radę włączyć radio. W środku syf straszliwy po Chińczykach więc spędziłem deszczowe przedpołudnie na ogarnięciu wszystkiego. Mimo szperania wszędzie nie stwierdziłem obecności rudej czy innych problemów - to zasługa braku zim. Jeździ zupełnie fajnie - trzeba będzie napiąć pasek alternatora bo popiskuje - sprawę na razie załatwiłem antypoślizgowym sprayem z dyskontu. Światła przydało by się przepolerować ale ten model tak ma więc załatwię jak będę miał czym.

Jak powiększyć dom o 41%?

Witajcie drodzy oglądacze. Dziś będzie trochę o pomyślnie zakończonej epopei pod nazwą "zadaszenie tarasu" lub jak kto woli powiększenie domu o 18m2. Na początku był...o dziwo projekt (tu już w wersji ostatecznej oczywiście):  A fizycznie... zaczęło się niewinnie gdyż zamierzałem wykorzystać umieszczone uprzednio w ziemi słupy na których wisiały słoneczno-chronne żagle: Projekt na początku przed wizualizacjami 3d  - jak to zwykle bywa - optymistycznie zakładał dodanie trzech słupów przy domu, potem jakieś tam ścianki, dach, okna, szuru-buru i gotowe,  ha, ha, ha. Po zdjęciu misternej żaglowej konstrukcji dwóch kwadratów i trójkąta okazało się że słupy wystawione prawie rok na działanie wiatru, słońca i deszczu wypaczyły się niemiłosiernie i nadają sie albo do prostowania albo do wykopania i na opał.   Po empirycznym sprawdzeniu iż nie da się odwinąć odkręconego na słojach słupa za pomocą namoczonej i suszonej w słońcu owiniętej okrętowej liny, nie pomaga też pol...