Przejdź do głównej zawartości

aha, to na czym skończyliśmy?

Ano właśnie, ostatnio ledwie wiosna była, a tu zmiany i zmiany.


A na zdjęciu Pohutukawa czyli drzewny kwiat pojawiający się przed Bożym Narodzeniem.

Więc dla lekkiej odmiany, przed kolejna porcją wypraw rozrywkowych, będzie trochę o postępach remontowo budowlanych.
Jako porządny obywatel RP (tu oznaczało by to Filipiny) wziąłem nieco wolnych dni by trochę poremontować, ha ha.

Zaczęliśmy jednak od uporządkowania sytuacji parkingowej i eliminacji nieco areału do koszenia, bo natura znów wysuwa się na prowadzenie.
Wybór padł na lokalny kamień rzeczny więc zamówiliśmy wywrotkę tegoż. Po ponownym dokładnym pomierzeniu otworu bramy i konsultacjach z dostawcą wyszło że będzie można go dostarczyć do środka. Przygotowujemy dzień wcześniej przeciw-chwastowe maty. 

Przyjeżdża ciężarówka bladym świtem, trzy próby cofania i jedna zakończona prawie wyrwaniem skrzydła i słupka bramy z posad. Brakuje z 3cm a miało być 8 luzu... 

Eh, polecamy rzucić wszystko przed bramą i radośnie szuflujemy kamienie od 7 rano. 

I tak przez 3 godziny w deszczu.


Drobne niedostatki na krawędziach uzupełniamy i  zbieramy dyskretnie do dziś przy każdej wycieczce w pobliże górskich rzek. 

Z mniej wyczynowych wyzwań do pustych sklepów dotarły wreszcie styropianowe kulki do bean bag'ów  i koty mają dedykowane zielone  posłanie. 

Służy ono głównie do budzenia państwa poprzez skakanie na nie z łóżka, na razie opiera się destrukcyjnej sile szponów. Mając w głowie jak wygląda kot wykapany elektrostatycznie w takich kulkach napełnianie wora zajęło nam trochę czasu poświęconego głównie na wynoszeniu któregoś zainteresowanego drapaka gdzieś indziej. 

Skończyłem też trzecią reinkarnację poziomki w wersji bardzo szosowej:

Po pokonaniu problemów i kilku zgrzytów kompatybilnościowych wszystko działa pięknie. 

Jest bardzo szybko i robię za lokalną atrakcję podczas porannych treningów. 

Wracam sobie radośnie któregoś ranka, mija mnie z przeciwka SUV wypełniony Maoryskimi dziewczętami i slyszę z okien : "Look!! Look! Whaaa-aaat??" 

Doigrała się też pokryta paskudnym linoleum w kawałkach podłoga w kuchni. Przy pięciu dniach urlopu każdy ranek zaczynałem od wesołego kucia betonu w celu wyrównania powierzchni. 

Było wiele radości i koniecznych inwencji by tę powierzchnię jako tako zniwelować.  Po plebejskim kuciu młotem użyłem metody znanego rosyjskiego uczonego Imadłowa i za pomocą kawałka tegoż ukręconego przyrządu szlifowałem beton zgrzytając potępieńczo. 

Koty po miseczce  wyprowadzały się z rana w bezpieczniejsze rejony.  

Naśladowcom polecam tę metodę, przy braku starego kawałka imadła oraz uprzedzeń do technologii germańskich może być też dowolny ciężki wihajster. 
Potem następowało już relaksacyjne, w porównaniu, kładzenie płytek oraz przedwieczorne fugowanie. Przez resztę czasu robiłem wyprawy eksploracyjno-wyzwaniowe ale o nich potem. Po urlopie moje kolana oraz kondycja wyraźnie ucierpiały/wzrosła. 

I tak po kawałku, przez pięć dni. 

Poruszanie się po kuchni i skorzystanie na ten przykład z czajnika przypominało pozyskiwanie złotego bożka przez Indianę Jonesa i skoki po odpowiednio oznaczonych płytkach. 

Reszta gdy na szafki i blaty przyjdzie czas. Gdy mój kręgosłup trochę odpocznie dokończę jeszcze etap pod lodówką, przesuwanie żeliwnego pieca o masie kolapsujacej gwiazdy nieco go nadwyrężyło. 


Oprócz nowej podłogi do letniego wylegiwania się w "zimnełku" dla kotów zainstalowałem również zdobyczny wentylator. Wymagało to wzmocnienia sufitu poprzeczną krokwią w rozgrzanym piekle na górze bo karton gips nie byłby w stanie wytrzymać 35kg. Zakończenie misji i uroczyste odpalenie uczciłem odpowiednią sekwencją filmową. 




Mrówka jest zachwycona bryzą z sufitu, Diesel nie ufa jeszcze wirującym rotorom i trzyma się z daleka. 

Do remontu poszedł też komin bo przy większych opadach gdzieś bokiem zacieka. Do tego musiałem zrobić dachową drabinę która opiera się na dachu zamiast na plastikowej rynnie.
Zarys koncepcji widziałem w głowie oraz potwierdziłem na tubie. Podobno gdzieś w alternatywnym wszechświecie istnieją drabiny z odpowiednimi przystawkami ale po zobaczeniu dwu wygiętych rurek od mocowania jakiś anten satelitarnych czy czegoś tam w niecenionym Salvation Army Shop nabyłem je za 8$ i zrobiłem taki bajer w jeden wieczór.



Komin obecnie czeka na uszczelnienie przy okazji dostając kurację czyszczącą:


I małe usprawnienie ziejącej dziury pod brodzikiem - zyskało kafelki z szybkim dostępem do syfonu który okazał by się absolutnie niezbędny gdybym go nie zaimplementował. Jest tak zamaskowany, że już w tej chwili nie bardzo pamiętam gdzie był:




Z innej beczki, rozpocząłem nową drogę edukacji dzięki możliwościom jakie zapewnia mi w pracy Jonny być może już niedługo będę licencjonowanym (nad/pół) przewodnikiem turystyki pieszej tułania się po buszu. 

Ale to dopiero przede mną... 

Święta idą i jak już wspomniałem gdzie indziej, konkurs na najlepszy emulator karpia w tym roku, uważam za otwarty:


To nasz typowy zestaw ryb (oceanicznych), te rzeczne są nie w obrocie handlowym bo trzeba złapać sobie samemu.
Co ciekawe po złapaniu można udać się do restauracji i zamówić przyrządzenie takie prawo.
Więc trzeba coś wymyślić ale na razie spodziewajcie się drodzy oglądacze wysypu odcinków krajoznawczo-rozrywkowych bo działo się, i to nieźle.







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

IIIooooo-iiioooo

Przerywamy normalną transmisję by nadać komunikat specjalny: Dziś w godzinach porannych (mniej więcej po późnym drugim śniadaniu) na podjazd posesji (z niemałym trudem, tyłem i na 16 rat) wtoczył się dziwny pojazd. Najprawdopodobniej doszliśmy do wniosku, że po przekroczeniu pewnego wieku trzeba się samemu odwieźć do lokalnych antypodzkich Tworek bo pomysł jest z tych genialno-wariackich. TAK..to były ambulans. A za wiele wieczorów i weekendów później to będzie pojazd kempingowy, na razie jest ładnie ale pustawo: W skrócie: to FIAT Ducato 2.8 JTD 2008' w automacie i dmc do 5500kg. Czyli w sam raz na prawo jazdy w NZ:) Chłopaki w serwisie postarali się, przegląd zaliczony, drobiazgi zrobione a silnik błyszczy. Więc w na blogu nie zabraknie od teraz relacji z postępów budowy. Jak widać na załączonych obrazkach i już wspominałem wcześniej podróżowanie kamperem chwyciło. Do usłyszenia!

Kiwi Funcargo

Dla ciekawych kupiłem praktyczne jeździdło: Toyota Funcargo 1.3 za ok 10tys zl. 110 tys km przebiegu, rocznik 2000, ciemne szyby & owiewki ale też kilka obtarć i jedna plamka rdzy na wgniotce z lewej. Aha i wiem kołpak lewy przedni gdzieś wcięło, trudno. Wszelkie akcesoria z klimą i elektryką oraz łacznie z 5 calowym TV w środku do Japońskiej telewizji NHK, CD, radio i kaseciak odsłanijacy sie zza ekranu - niezły bajer. Szkoda że po japońsku ale jakoś daję radę włączyć radio. W środku syf straszliwy po Chińczykach więc spędziłem deszczowe przedpołudnie na ogarnięciu wszystkiego. Mimo szperania wszędzie nie stwierdziłem obecności rudej czy innych problemów - to zasługa braku zim. Jeździ zupełnie fajnie - trzeba będzie napiąć pasek alternatora bo popiskuje - sprawę na razie załatwiłem antypoślizgowym sprayem z dyskontu. Światła przydało by się przepolerować ale ten model tak ma więc załatwię jak będę miał czym.

Nowy lepszy dwudziesty piąty

  Wkleiłem ten słodki obrazek który dostałem dziś od Ani będąc w pracy  Wkleiłem go bo daje on nadzieję. Jak znacie dotychczasową historię psy i koty to wiecie jaka to niespodzianka... A tej nadziei i niespodzianek pozytywnych możemy bardzo potrzebować w nadchodzącym roku.   Trzymajcie się ciepło i do siego Roku!