Przejdź do głównej zawartości

Czy miałeś kiedyś taki sen, w którym bałeś się że się obudzisz?

Zacznę jeszcze raz od tego obrazka:


Tak, mam nową pracę 


nie: nie jest ona na wysokim menadżerskim stanowisku, nie wymaga też kwalifikacji ze stertą dokumentów, pensja raczej przeciętna... ale mówiąc szczerze, mam to wszystko gdzieś.






Po wielu latach supportu IT w stomatologii oraz obcowania z tą mafią mam na jakiś czas dość. Tu nikt nie przychodzi z wrzaskami bo wielokrotnie przepłacony sprzęt czy oprogramowanie znów nie działa a ze strony pracodawcy nikt nie przykleja uśmiechu do wiecznej improwizacji. Tak w skrócie.

Jest to wypożyczalnia rowerów, sklep oraz warsztat. Organizujemy też wycieczki z dowozem do kilkudniowych szlaków w okolicy. A powodują one opad szczęki. 
Wyposażenie to około osiemdziesięciu rowerów od dobrej klasy średniaków po sprzęt z najwyższej półki z pełnym amortyzowaniem i wspomaganiem.

To miejsce ma tę niesamowitą zaletę, że przychodzą tu sympatyczni ludzie i jeśli nawet mieli dziś kiepski dzień to nikt, absolutnie nikt, niezależnie od pogody nie wraca z wycieczki rowerowej bez banana na twarzy.




Flota podstawowa elektryków z silnikiem Boscha i Shimano. 


W pełni amortyzowane kanadyjskie Norco - powoli wymieniamy na Scotty Genius (kilka w tle na tymi żółtymi) - faktycznie genialny ultra-lekki rowerek. Więcej o nim poniżej.


W tych pniakach będzie więcej wycięć na parkowanie.


Klasyczne hard-taile - czyli dla laika górskie z amortyzatorem przednim. Tu też Scott'y na hydraulicznych tarczówkach i 11 biegów. Obecnie standard jak widać, mam dużo do nadrobienia.


Egzemplarz pokazowy z historią czyli zdobyczny holenderski "Van Moof" którego szef odkupił od człowieka który go wygrał w korporacyjnym konkursie holenderskiej firmy - okazyjnie w cenie jego skórzanego siodełka. Rower świetnie nadawał by się do Kopenhagi tu natomiast z trzema biegami w piaście i rolkowym hamulcem to raczej "fashion statement" ewentualnie do płaskiego centrum Christchurch. 

Nawiązując do pierwszego zdjęcia - jednym z moich pierwszych zadań było poznanie trasy Aratiatia Dam na którą wysyłamy większość turystów co mają max dwie godzinki czasu. 
"Złap więc Bart jakiego chcesz e-bike'a i się zapoznaj!" 
No to do roboty:


Tak w ogóle to jak jest nas więcej to przy okazji wolnej chwili można, a nawet należy wyskoczyć sobie na przejażdżkę bo wiadomo że trzeba być na bieżąco (Jest tu ponad 600km szlaków!)


Rzut kaskiem rowerowym od naszej wypożyczalni jest znany Wam już wodospad Huka Falls (tu byliśmy rok temu po moim skakaniu urodzinowym)


Tu szlak się rozdziela: na północ w stronę tamy i na południe do centrum Taupo. Na pierwszy raz pojechałem w stronę tamy (cała pętla ma 17km).


Most nad rzeką oraz stacją geotermalną Wairakei


Widok na park krewetkowy - gdzie dzięki energii gorących źródeł jest oaza z palmami gdzie sam odławiasz sobie robaczki na grilla.


Tama w Aratiatia - co 2 godziny jest spektakularny upust wody - ale jeszcze tego nie wiedziałem i nie trafiłem.


Powrót wzdłuż gorących strumieni:



Podczas pierwszej niedzieli dostaliśmy zaproszenie na zawody gdzie firma miała swój namiot. Przywieźliśmy więc całkiem nie nadające się pojazdy do zawodów cross-MTB:) 


Pojazdy jeszcze nie stanowią uposażenia do wypożyczania...



Spędziliśmy przedpołudnie robiąc za obsadę informacyjną i wręczając gadżety zwycięzcom kolejnych przejazdów. 

Tłum przed linią startową:


Było kilku chętnych by spróbować czegoś innego:


Ania popróbowała Scotta Geniusa:



Miałem też potem okazję wrzucić na porządny warsztat swoją poziomkę i wreszcie za jego pomocą wyregulować pewne niedoróbki napędu:


Jako jedne z pierwszych rzeczy przygotowałem ekspozycję kasków i map szlakowych.Poza tym oczywiście robię pełną cyfryzację sklepu i wypożyczalni, w końcu to tez umiem.


Pora na kolejną wycieczkę - czyli znów do roboty;)


Tym razem czarny Scott w pełnej amortyzacji.


Sprawdzam podstawowe szlaki które mamy pod samym nosem czyli Craters Park.
Oto mapa szlaków - jest w czym wybierać - od podstawowych po zaawansowane. Jesteśmy z prawej na dole przy rzece:




"Inward goods" to szlak wejściowy do innych opcji, "Express delivery" doprowadzi cię wzdłuż drogi dojazdowej do parkingu gdzie jest jeszcze więcej możliwości i można dojechać też samochodem. 
Genialne.


Jest dobrze!




Dla chętnych są hopki:



Skocznie o różnej wysokości, znaki pokazują poziomy trudności oraz alternatywę gdy nie masz ochoty na latanie :


Tunele:


Paprociowe lasy - zwany też Red wood z uwagi na ściółkę:





Więcej hopek i oznaczeń - Bike Taupo robi tu naprawdę wspaniałą robotę:





Tunele są jednokierunkowe:


Dla chętnych wyprofilowane kładki:



Oraz pochylnia - huśtawka :


Kolejne zwiedzanie tym razem wziąłem najlepszy sprzęt jaki mamy - potwora Fantic z pełną amortyzacją i ceną gdy był nowy w okolicy 12 tysięcy. 
Dolarów.





Jeszcze raz punkt startowy szlaków:



Ten wraz twarzy mówi wszystko - Fantic tu frunie!



Tunele pod drogami są niesamowite!


Tablice wyraźnie ostrzegają gdy szlak czy tunel staje się dwukierunkowy, z reguły bardzo rzadko gdyż musi być odpowiednio szeroko. 


Niesamowite są dokładne opisy i oznaczenia.



Otwarta cześć trasy "Tank Stand"





To już jest poziom nr.3 czyli niebieski. Na razie na więcej się nie odważyłem:)




Wyprawa w pracy kolejna - tym razem poznaję szlak do centrum Taupo, nie jest to jednak nudny łącznik z centrum przez pola - o nie!

Tradycyjnie zaczynamy od wodospadów.


Potem trasa wiję się niesamowitymi kanionami wśród paproci i skałek:



Mostki, przepusty, urwiska - jest wspaniale i są widoki:




Serpentyny też sa!!!



Wyjeżdżam już z kanionu:


Trafiając na super szybką rowerową autostradę wśród sosnowych drzew:


Mapa pętli Huka Falls - Taupo:


Jak komuś mało to są okazję do "wyżycia się"


Zjazdem z pieca na łeb wedle szlaku widzę w końcu gdzie jest miejsce skoków do bungy.


Szlak zjeżdża z powrotem nad rzekę:


Po drodze jakieś hodowlane stawy:



Wjazd na część krajoznawczą od centrum Taupo:


Jadąc od drugiej strony można albo trzymać się asfaltowej ścieżki - albo przejechać się skrótem wariackiego zjazdu serpentynami po  żwirze - a wszystko przecież bo (jak napisane na tablicy): "asfalt nudny jest"


Widoczek z takiegoż punktu nad Taupo w drodze powrotnej do Huka Falls. Potem jeszcze jest ładny odcinek który musiałem ominąć już ulicami z powodu niezłej zlewy.


Ale to następnym razem.




Żeby nie było że tylko idę na łatwiznę z elektrykami - pewnego dnia poczułem się mocny.


I wziąłem na wycieczkę wspominanego Scott'a Geniusa - tu już nie ma żadnego wspomagania.


Mamy ich już ok 10 sztuk i faktycznie są świetne - super lekkie - 12 biegów, koła 29 x 2.6 cala, full amortyzacja pełna kontrola nad zawieszeniem i siodełkiem z manetek - taki luksus za ponad 4 tysie kiwi dolarów.


Zrobiłem tak lekko z 15km po zielonych i niebieskich co przy lekko przyrdzewiałej formie jest już jakimś tam osiągnięciem:)


Świetna jest autoironia w nazywaniu szlaków: Wjazd na szlaki do rozjazdu to "Inward goods" (wrzutnia towarowa) ,po pętli zielonej nr.21 Nazwanej "Tourist Trap" (pułapka dla turysty)  by z niej wyjechać trzeba wybrać łącznik o nazwie "Wrong Address" (nie ten adres) który zresztą można też wybrać już na początku po wjechaniu na tę pętlę - jeśli ta zabawa nie jest dla ciebie.


Ale ta zabawa jest dla mnie - podoba mi się!


Komentarze

  1. Wow. Powiedziałbym, że szok, ale ostatnio sam też zmieniłem pracodawcę po 18 latach, porzuciłem przy tym stołek kierowniczy na rzecz "szeregowca" w hierarchii (choć specjalisty w swojej dziedzinie). No i też wszedłem z znacznie mniej toksyczne środowisko, bardziej wyluzowane i weselsze (o paradoksie - zdawałoby się że dawny obóz koncentracyjny to dół dołów, ale nic z tych rzeczy). Powodzenia na nowej drodze życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę powiedzieć że taka zmiana daje ogromnego pozytywnego kopa. Lepiej śpię, cieszę się z małych rzeczy, doceniam dobre chwile. Podziwiam to że nie zraziłeś się dołująca atmosferą miejsca i również życzę najlepszego w nowym kręgu pozytywnych ludzi!

      Usuń
  2. A moze by tak pier... to wszystko i wyjechać do Nowej Zelandii .... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite miejsce! Opis walnąłeś taki, że człowiek aż chce tak pojechać i na własnej skórze przekonać się czy to "dobry adres" :P
    Poza tym...zaj*** widzieć Cie szczerze szczęśliwego, bo praca o której pracownik może tak mówić i to mając uhahaną facjatę to skarb, więc powodzenia; robić to co się kocha i kochać to co się robi; czegóż można więcej chcieć

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln