Przejdź do głównej zawartości

Obrazki po podróży - gościnnie, rodzinnie

Jak już pozbieraliśmy się po prawie trzy tygodniowym urlopie w Danii i Polsce na dobry początek kilka obrazków z wizyt tu i tam.
Dzięki wszystkim za to że pamiętacie!


Kopenhaski koniec lata:




Wreszcie odsłonili środek centralnego placu Konges Nytorv. Przez ponad 7 lat byl w nieustannym remoncie.



Przejście przez stare miasto i trafiony klasyczny przemarsz wojsk:


Zaliczony też upolowany przypadkiem rower według projeku N55 - tą samą metodą według której zrobiłem swojego trajka:


Jak widać górka na elektrowni śmieciowej jest już gotowa - dosłownie kilka dni po oficjalnym przecięciu wstęgi:


Naprzeciwko naszego starego mieszkania wybudowali wielkie gmaszyska.


Mają do 6 pieter i skutecznie blokują widok z okien.

Obok trwa jeszcze budowa większej ilości:


Sporo zmian od czasów pustego placu:


Niektórzy znajomi wyprowadzili się na wieś:


I są w zaawansowanych stadiach projektów budowlanych:



Także odziedziczyli ciekawe wystroje toalet. Tu akurat po poprzednich właścicielach - wprost z planu filmowego niemieckiego filmu dla dorosłych:


Grille, dzieci i znajomi:



Sąsiad pokazał nam swojego kampervana z Niemiec przerobiony wóz straży pożarnej:






W garażu tego Mercedesa mieszka sobie sprawny klasyczny motocykl:


Tym razem już widoki z rodzinnego Lublina:




Plac Litewski w nowej odsłonie:



U rodziców wyrosła dżungla:





U starych przyjaciół wyrosły nowe parki i skwerki:


Oraz spore okazy jak ten  Felis Domesticus:



Czas na odwiedzenie swoich "starych śmieci" z czasów mieszkania w wielkiej płycie:



Moje blokowisko - teraz przed nim jest piekny trawiasty plac zabaw - kiedyś straszyło obskurne krzywe asfaltowisko z połamanymi huśtawkami.


Nigdy nie wiedziałem co ma oznaczać tez zafrasowany towarzysz w formie pomocnej dłoni dla ludu. Jak widać dzielnie pomaga i trwa już od ponad 30 lat. Było to ulubione miejsce mojego psa który najwyraźniej nie doceniał powagi dzieła.


 Tu parkowałem swojego pierwszego malucha.


Na tym płocie urządzaliśmy zawody łażenia po nim "dookoła przedszkola". Pamietam jak dziś 116 słupków i trzy trzęsące się bramy do pokonania. Rekord: dwa i pół okrążenia bez spadnięcia.


Tu grałem w piłkę: między latarnią, a wówczas małym drzewkiem była bramka. Nikomu nie przeszadzało że krzywa, jak widać drzewko nas przeżyło i trzyma się dzielnie.


Tu gdzie teraz jest zadaszony parking dla rowerów kiedys stały beczki ze zlewkami z przedszkolnej kuchni. Biada temu na kogo wypadło wyciąganie z nich wpadnętej piłki. Po zlewki przyjeżdżał gospodarz autentycznym konnym zaprzęgiem - taki stary jestem!

Odwiedziliśmy Chełm w serii spotkań rodzinnych, gdzie potem udało się pozwiedzać:





Miejskie podziemia kredowe:





Czekanie na ducha Bielucha:





W domu zaś wzlecieliśmy by popatrzeć na wszystkich z góry:



Zdjęcia rodzinne






Był też czas na spotkania w miejscach znanych i lubianych:







Pchełki- żabki były hitem poranka:



Tego Pana nie poznaliśmy - czyżby wybierał się na rajd Paryż-Dakar?



Było też wylegiwania się nad Wieprzem z przyjaciółmi, mimo że najpierw trzeba było niezły kawałek dojechać rowerami:









Oraz także nocne szantowe koncerty:




Dzięki jeszcze raz - było super.



A teraz wracamy do normalnego programu...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln