"Got to get out" to grupa organizująca wyjścia w plener w celu integracji. Sponsorowani są przez sportowy sklep to potem jest podwózka i wizytacja w tymże bez przymusu wprawdzie, a nawet z jakimiś tam zniżkami.
Marketing nienachalny więc postanowiliśmy spróbować.
Trzeba było wcześnie wstać w weekend bo miejsce spotkania było w Hamilton. Potem już około 20 osób wpakowało się w mały autobusik i w drogę.
Dość chłodno że nawet aparat zaparował - będzie cieplej jak się poruszamy:
Jezioro Arapuni znajduje się na najdłuższej w Nowej Zelandii rzece Waikato. Co ciekawe rzeka po wybuchu wulkanu w okolicy (jeszcze przed przybyciem tu ludzi) kompletnie zmieniła kierunek i zaczeła wlewać się do przeciwległego oceanu. Co oczywiście widać w ukształtowaniu terenu - ale tu nie o tym. Na rzece wybudowano serię hydro elektrowni i jezioro Arapuni jest jednym ze zbiorników utworzonych w tym celu. Szlak wzdłuż jeziora rozpoczyna się od mostu nad samą elektrownią:
Most kołysze się radośnie i widoki są bardzo zacne:
Szlak leci sobie na południe wzdłuż jeziora/rzeki.
Jeden z przystanków - jest to też kawałek rowerowego szlaku.
Szef grupy opowiada o roślinności robiąc quizy wśród najmłodszych uczestników i rozdając firmowe wafelki.
Szlak momentami dość stromy ale spokojnie dla każdego.
Nikt tu nie zbiera grzybów i w związku z jesienią są ich całe połacie. To wygląda na coś w rodzaju swojskich boczniaków ale kto ich tam wie..
Dochodzimy do punktu zwrotnego czyli skałki w Jones landing
Za zakrętem jezioro rozszerza się jeszcze bardziej ale tu jest nasz punkt zwrotny.
Powrót tą samą drogą - niestety załapujemy się na rzęsisty deszczyk i w samą porę chowamy w ciepłym autobusie.
Ładnie tam
OdpowiedzUsuń