Przejdź do głównej zawartości

Frankton/Queenstown zimą - w miarę możliwości czasowych

Pierwszy raz w stolicy zimowych sportów NZ o właściwej porze roku. Wprawdzie czasu na jakiekolwiek białe szaleństwo tradycyjnie brak to jednak udało się wykonać kilka ładnych spacerów - bardzo rano i popołudniami.

Widoczek z nieco irytujacego hotelu (obsługa z łapanki, wyposażenie nieco bezsensowne).


Przez ten wpis przewijać się będzie co raz ten poniższy i charakterystyczny masyw górski czyli "Remarkables":


Tak sobie chodziłem wokoło lotniska przez trzy dni do pracy:


Miało to zdrowotną zaletę spacerku, piękne krajobrazy budzącego się dnia i orzeźwiające budzenie w okolicach -5 st.C


Dentyści we Frankton mają ładne widoki, 50m od miejsca pracy:


Przypadkowy domek:


Zatoka przy Frankton:



Wierzba pączkująca - w zasadzie taki drzewowy chwast ale ta ma już historię i jest pomnikiem.



Więcej jej zdjęć po powrocie z przechadzki na serpentyny, nieco poniżej.


Jak widać towarzystwo międzynarodowo permanentnie wchodziło w szkodę budowlańcom nowej mariny. Od razu widać mniejszości narodowe okolicy oraz medianę narodowości gości.



Okręt piracki czeka na sezon.

Nie byłbym sobą gdybym nie zdobył jakiejś górki - niedawno wlazłem na tę naprzeciwko (przy okazji krótkiego wypadu z dostarczeniem przesyłki), więc teraz kolej na drugą stronę.


Widoczek z góry, może lepiej że pierwsze plany ciemne bo same budowy dookoła:



Wejście na szlaki zagradzają jakieś budowy kolejnych willi z widokiem za kilka milionów, udało się wdrapać na jakieś 500m n.p.m
Jezioro jest na ok. 300 ale do wieczora już było i tak blisko.


Raczej symboliczny ruch na jeziorze:


Tak wyglądają łupkowo-pirytowe skały okolicy:


Rozgałęzienia wierzby we Frankton z huśtawką i widokami na Remarkables - czyli jak już zszedłem na sam dół:








Kilka widoków zza okna - wzlatywanie nad Otago i samo położenie lotniska robi wrażenie za każdym razem.


Alpy południowe:



Jezioro Wakatipu, widać na samym końcu rozlaną deltę rzeki  Glenorchy oraz Kinloch w którym spaliśmy w pocisku kamperowym. Na jeziorze wyspy : gołębia i świnkowa (serio!)


Z prawej strony jeziora widać nawet miejsce gdzie Peter Jackson umieścił Isengard z Tolkiena. To ten osnieżony szczyt na końcu jeziora.


Komentarze

  1. Piękne widoki :).
    PS.
    Coś mało nowych postów ostatnio :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż tu zima i nie za wiele się dzieje - praca,praca,praca, wieczorem i rano dłubię w kablach kampera a to mało medialna praca bo wszystko idzie w półki lub ściany i magicznie prztyczki działają. Podłączenie gazu i sesja telefoniczna z gazownikiem wywołała potrzebę wylaminowania skrzynki na butlę gazową co gorsza ma być szczelna i odzielona od przedziału pasażerskiego co daję mi niezłą zagadkę logistyczną. Jak skompiluję coś to się pojawi;P

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln