Dziś streszczenie kilku weekendów: Będzie o lesie prawie takim jak w Polsce. O festiwalu gdzie uciekli nam swojacy, a najwięcej było tradycyjnie azjatów. I o półwyspie do latania dronem i widokami na wyspy. Wreszcie znaleźliśmy swojski las. Gdyby nie gigantyczne paprocie prawie jak ścieżka po Lubartowem. U nas jesień idzie, jakby ktoś nie wiedział: W środku lasu jakiś dziwny plac przeładunkowy: Mała turbinka, chciałem sobie pokręcić ale miała ze 200kg... Na ślepych ścieżkach są porozstawiane ule. Całkiem sporo. Domek dla mini Szeloby: Dziś nie strzelają do motocyklistów - las przeplatają szlaki do jazdy terenowej i kulochwyty lokalnej strzelnicy: Wyjątkowo swojsko ale i tak kiwi nie bardzo wiedzą co to jest... I znów coś jadalnego: Inna perspektywa i od razu wiadomo gdzie jesteśmy: Zmiana lokalizacji na międzynarodowy festiwal wielu kultur. Niestety nie załapaliśmy się na występy Polskich krakowiaczków (czy ...