Przejdź do głównej zawartości

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips.

Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam.

Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii.

Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów.

Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą. 

Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki):




Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas.

Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokalna:


No i nasza dynia, jedna z niewielu którą mogę jeść:)


Dwie skrzynki zebrane feijoi - drugie tyle spod drzewa i jeszcze wisi spora porcja (dodatek sprzed chwili - jeszcze dynda 3x tyle..)


Co płynnie prowadzi nas nieuchronnie do drugiego obrazka:


Co ciekawe pani w znalezionym sklepie z akcesoriami dla bimbrowników-winiarzy (pod uroczą nazwą Moonshine) wyjaśniła mi że przed pierwszym zakupem musi wziąśc moje dane osobowe. Spytałem się czy będę już w ewidencji do nalotów ale okazało się że nie - przepis martwy no ale muszą i idzie to do szuflady. Co ciekawe sklep nie jest sklepem bezpośrednim a kątem rezyduje w jednej z sieciowych aptek. 
Acha, a kolejne dwa baniaki sa w drodze....

Jako że remont kuchni jest rozwojowy i pączkujący to na początek prezentacja głównej półki przestrzennej. 
Wytrzyma ona tyle ile ściana bo przykręcona jest w 48 miejscach do legarów nośnych. Wymagało to sporo zachodu oraz czynności adaptacyjno-przestrzennych - czyli innymi słowy po ustaleniu jak krzywe są legary nośne należało wymanewrować tak by choć trochę utrzymać poziom półek.


Wstępne zasiedlenie skrzynkami - te niebieskie są przejściowe, ta jasna to prototyp o dużej krzywości własnej (za dużej), docelowe są te w kolorze półek i z tabliczkami których otworzyłem masową manufakturę. 
Projekt o kryptonimie "wonky boksik" (wonky- kulawy, zwichrowany) gwarantuje że każda jest unikalnie krzywa i swietnie wpasowuje się w ogólny obraz sytuacyjny.



Więcej zasiedlenia z czasem:




Nad zlewem zaplanowaliśmy ociekacz przelotowy podwieszony do drugiej już mniejszej półki rurowej. Niestety nijak nie szło dobrać nic z dostępnych akcesoriów więc po zamówieniu kratki ociekacza dorobiłem stelaż własnoręcznie:



Wisi już też okap - najpierw testowo i donikąd ale otrzymał wczoraj odpowienią rurę na poddasze i nie wisi tylko na kołkach do karton gipsu.


Stan na dziś:


Zmianie uległ też posufitowy kącik IT w postaci nowej półki na skrzynce licznikowej - tej dostępnej z zewnątrz. Skrzynka zyskała licowanie kolorach i wreszcie wygląda sensowniej. Stamtąd leci internet i kontent domowego serwera, widok z kamer zewnętrznych oraz tenże blog.


Cudem upolowane krzesła barowe zostały poczyszczone i dopasowane kolorystyką do półek.




Na zewnątrz powstała z obrzynków tarasu ława ogólnego zastosowania która przy okazji zasłania uświęcone przepisami hydraulicznymi nz "piękne" orurowanie zewnętrze z odstojniko-syfonami.




Teraz tradycyjnie wyprawowo. 
Z pracy wziąłem najbardziej wypasiony i najnowszy rower i nie mogąc się doczekać pogody skorelowanej z moim dniem weekendowym wziąłem co los dał.
Poniżej lądowanie do wyprawy jesiennej na Tukino - tym razem jest mgła z prospektem na deszcz - zobaczymy jak wysoko da się dojechać - mam też plan zapasowy więc pojeżdżę gdzie się da. 



Słońce gdzieś wysoko, wysoko.


Pustynia eroduje z nieplanowanymi opadami ponad normę. Na naszej wyspie do kwietnia spadło od początku roku 90% zwykłego rocznego opadu deszczu



Po przejechaniu przez okresową rzekę, to się chyba wadi nazywa, w której pan radośnie rył koparką by ustabilizować bród dojechałem do podjazdu właściwego. Trochę inaczej to wygląda niż latem...


Mamy parking ostateczny dla klasycznych samochódów -przy dziesiejszych warunkach i tak zbyt optymistyczny, zaczyna siąpić:


Podjazd pod nadajniki GSM, tu już leje bardziej i widoków brak.


Dojeżdżam pod bramę ostatecznego podjazdu do ośrodka narciarskiego - zaczyna być poważnie zimno i deszcz zamienia się w śnieg, wracam w dół do cieplejszych regionów:


Powrót z widokiem na dwie wieże:


Im niżej tym więcej widać.




Jest szansa na pogodę jak udam się tam gdzie jest niebiesko, 


a więc udaję się:

Jesteśmy 30km na południe w lesie Karioi - Rotokura Ecological Reserve. Pięknie sucho i deszcz widać tylko na horyzoncie (dokładnie tam gdzie byłem).



Po pięknej leśnej drodze szlak zgodnie z planem przecina busz wracając do linii kolejowej.


Chyba deszcz już tu był...


Dość niedawno i w dużej ilości.


Ten ślad z prawej to gdzie wylądowałem stopą, następnie wyjąłem rower z bagna i pojechałem dalej. 


Rower po czyszczeniu i zamknięci pętelki już w samochodzie:


Po drodze oczywiście były Enty:


I jak zwykle....


Drzewne panoramy pionowe




Darz bór! (znaczy się, busz)





Komentarze

  1. Ładny macie wystrój wnętrza i zacne opony, milordzie, pozdro i darz busz :-)))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten regal w kuchni wyglada super. Musze Ali pokazac mozna by takie cos w jakims pokoju zrobic naprawde mnie sie podobywuje. I zbiory tez pokazne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie moge zmienic na skomentuj jako z konta google. Tylko idzie mi jako anonimowy :/ To ja Remus :)

      Usuń
    2. A tak blogger żyje swoim nieznanym życiem. Półka ma potencjał ale nie była tania niestety, tu te detale raz że już nie są nowoczesną hydrauliką a dwa że pozostałości mają dzikie normy, a aliexpress jeszcze inne, więc daliśmy spokój przepłacając nieco u dostawcy. I tak przysłali nie tak jak trzeba, dosyłanie, wykłócanie się...no ale jest:) Zawartośc kolejnego gąsiora dalej na mnie czeka, może dam radę przerobić w tym tygodniu.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast