Przejdź do głównej zawartości

Kajak na jeziorze Taupo z elegancką przerwą na kawę


Kajak został elegancko dostarczony domem na miejsce spływu.

Burżuazja normalnie.:



Pełen luksus, także z wsiadaniem wprost z przystosowanego nabrzeża:


I ruszamy - wprost na lagunę - na wpół zatopionego lasu mangrowego:



Można wysiąść z kajaka prosto do lasu - pełno uroczych pirackich zakątków.


Co jakis czas coś co wygladało na ambony obserwacyjne - dostęp tylko z łodzi:



Sesja foto podczas machania wiosłami:




Oraz piekne widoki wprost z jeziora na dymiące góry:







Popłyneliśmy zobaczyć ukryty wodospad, niestety po dostarciu do nabrzeża nie ma jak tam wejść.


Zresztą i tak zachciało nam się kawy oraz coś w rodzaju drugiego śniadania. Na szczęście obsługa dość ekskluzywnej restauracji nie robiła problemu gdy wleźliśmy tam boso i częściowo w kąpielówkach. Mimo prawie pełnej rezerwacji dostalismy stolik przy samym brzegu.



Za nami przypłynął ciekawy katamaran z załogą w postaci małżeństwa z psem oraz kolegą na holu. Zainteresowany tą jednostką pływającą podszedłem pogadać. Okazało się że miły właściciel kupił ją na aukcjach parę dni temu i bardzo podoba mu się szczególnie jej nazwa jak sam mówił adekwatna do jego umiejętności żeglarskich.
Na jachcie widniała nazwa: "CATASTROPHE"





I tak największą furorę zrobił pies bo rozruszał wszelkie inne zwierzęta biesiadujących w okolicy i po chwili cały trawnik zamienił się w szczekające i ganiające się kłebowisko.


Ostatni rzut oka na restaurację (już po uspokojeniu zwierzyny):


I ruszamy na zamknięcię pętli wokół zatoki:


Po drodze jeszze przepłyneliśmy przez ostoję czarnych łabędzi:


I jesteśmy znów w porcie:




Przed wieczorem znaleźliśmy kawałek niezłej imprezy noworocznej w winnicy. Był koncert muzyka, śpiewy i tańce oraz oczywiście swojskie wino oraz piwo 0% dla kierowców.


Winnica do wynajęcia na imprezy:


Można na większe spędy zamieszkać w pokojach lub namiotach:




Pamiątkowe zdjęcie:


Widok z Omori na jezioro - od strony zachodniej na wschód:




Nowy rok przywitaliśmy pokazem sztucznych ogni w Taupo. Tłumy niezłe i miejscówka przysłonieta drzewem - ale i tak fajnie.




Tak wiem - daty rozjechały mi się w tej serii wpisów - dopiero jest 1 stycznia a nie 4-ty. No ale to amatorski blog więc trudno.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wspomnienie wysp psów i kurczaków - Cook Islands - Rarotonga cz.II

No i mamy obiecaną,część II Vayanga Itu Na początku wrzucam rewers słynnego banknotu i opowiem jego historię - a że bywam złośliwy to na awers z gołą babą musicie przewinąć do samego końca! Na tej stronie mamy boga morza (Tangaroa) oraz tubylca w swojej łodzi o zachodzie słońca, oraz w tle lokalne monety. By rozpocząć jakoś tę historię w tym miejscu powiem tylko że na drugiej stronie znajduje się niewiasta płynąca topless na rekinie z kokosem w ręku z czym wiąże się legenda: Folklor głosi, że we wschodniej Polinezji żył bóg oceanu zwany Tinirau. Mieszkał na pływającej wyspie zwanej Świętą Wyspą Motu-Tpau, a o jego ukochanej Inie opowiada piosenka z wyspy Mangaia.  Legenda mówi, że Ina zanurzyła się w morzu w poszukiwaniu Tinirau i najpierw wezwała ryby, aby jej pomogły. Były za małe i została wrzucona ledwie do płytkiej laguny. Cztery próby doprowadziły ją jedynie do zewnętrznej rafy, a ryby, które próbowały jej pomóc, zostały trwale naznaczone biciem, jakie im zadawała. Wtedy rekin mo

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jesień i zima idzie - nie ma na to...

 Witam po dluższej przerwie na kolejną w miarę możliwości bierzącą porcję Nowozelandzkiego grochu z kapustą lub lokalnie - fish&chips. Dziś będzie o kilku wyrwanych letnich dniach z objęć cyklonów i huraganów, jak zwykle dział rowerowy, remontowo-budowlany z prawie finalizacją kuchni,i inne nieokreślone takie tam. Dział związany z drukiem 3d przekroczył objętościwo moje wszystkie wyobrażenia i znajdzie miejsce w dedykowanej serii. Mieliśmy po drodze jak już wiecie sezon cyklonów, trafiło też w Australię ale Ozzi mieli fart i wir kategorii czwartej wbił się w kontynent w takim miejscu że tylko nawodnił pustynię i zdemolował dwa składziki na rękawice bokserskie dla kangurów. Potem, jak to w życiu, nastąpiła jesień i o dziwo zaskoczyła piękną pogodą.  Zaczniemy jednak od zbiorów lokalnych, było więcej, ale zostały spożyte (pomidory i truskawki): Było bardzo dużo żółtych cukinii, wszystkie zdecydowanie za dobre by dały sie upolować na czas. Papryka wprawdzie po sąsiedzku ale też lokaln