Widok z satelity na własne gniazdo. Po przejechanych wielu tysiącach kilometrów, wygranym boju z bankami i prawnikami (tych ostatnich, jak w każdym kraju należało by zakopać do ziemi, ci pierwsi też jak wiadomo są następni w kolejce), zwiedzeniu wielu posesji od czystej ziemi "w nigdzie", wielo-hektarowych wypasów dla owiec po działki bez dostępu do cywilizacji i drogi, przejrzeniu najbardziej odjechanych ofert w stylu stary kościół na sprzedaż czy rozsypujący się zamek artysty na wzgórzu. Mamy to. Zdjęcia z kluczami oraz koszykiem łakoci od brokera nieruchomości - na dobry początek. W tak zwanej przyszłości będziemy mieszać w Turangi obok jeziora Taupo. Miejsce które znaleźliśmy mniej więcej dwa miesiące temu przyjeżdżając na pierwsze oględziny z agentem. O krok od wspaniałych gór, rzeki oraz największego jeziora w NZ, a jednocześnie mając dostęp do mediów i małego i większego miasteczka. Turangi to miejscowość z trzema i pół tysiącami mieszkańców...