Dzień w którym: Jest deszcz przy którym przechodzimy na jasną stronę mocy.
Obudziła nas zlewa, gigantyczna. Niestety żadne prognozy nie przewidywały poprawy, a nie dało się nawet zrobić porządnego śniadania. Pojechaliśmy więc do pobliskiego Lyttelton w poszukiwaniu daszku - bo pocisk wymagał uszczelnienia gdyż lało się nam znów spod sufitu. Daszek znaleźliśmy przy portowym sklepie z alkoholami gdzie udało się nakłaść taśmy ile wlazło głównie w rynienki którędy jak wydedukowałem lało się spod uszczelki - stąd powódź na postojach albo przy wolnej jeździe. Kawiarnia też się znalazła i zjedliśmy porządne śniadanie. Deszcz w tym czasie wściekle siekał więc plany na dalszą eksplorację półwyspu trzeba było odłożyć na następny raz. Z atrakcji pod dachem za to wybraliśmy się do centrum handlowego i kina już w samym Christchurch.
W odróżnieniu od "Rogue One" które było dla mnie tragiczne i przypominało chińską podróbkę Gwiezdnych Wojen opartą na "Nowej Nadziei", "Ostatni Jedi" okazał się nawet niezły. Po kinie deszcz wyżywał się dalej nad naszym kawałkiem planety więc cóż było robić? - znaleźliśmy kemping w pobliżu naszej wypożyczalni i można, a nawet trzeba było resztę dnia się pobyczyć.
Następnego dnia zdaliśmy rano pocisk i nasza podróż dobiegła końca. Mimo problemów z ładowaniem głównie bateri drona, przeciekaniem pocisku i sprzęgłem dożywającym dni swoich udało się zrobić palnowaną trasę. Zmodyfikowaliśmy ją lekko podczas drogi by dostosować się do pogody i prognoz - cała reszta została na następny raz.
Zamieszczamy drobne filmowe podsumowanie wyprawy:
Ostatni nocleg na kempingu w punkcie "I" i zamykamy pętelkę w "J". Do nastepnego razu!
Obudziła nas zlewa, gigantyczna. Niestety żadne prognozy nie przewidywały poprawy, a nie dało się nawet zrobić porządnego śniadania. Pojechaliśmy więc do pobliskiego Lyttelton w poszukiwaniu daszku - bo pocisk wymagał uszczelnienia gdyż lało się nam znów spod sufitu. Daszek znaleźliśmy przy portowym sklepie z alkoholami gdzie udało się nakłaść taśmy ile wlazło głównie w rynienki którędy jak wydedukowałem lało się spod uszczelki - stąd powódź na postojach albo przy wolnej jeździe. Kawiarnia też się znalazła i zjedliśmy porządne śniadanie. Deszcz w tym czasie wściekle siekał więc plany na dalszą eksplorację półwyspu trzeba było odłożyć na następny raz. Z atrakcji pod dachem za to wybraliśmy się do centrum handlowego i kina już w samym Christchurch.
W odróżnieniu od "Rogue One" które było dla mnie tragiczne i przypominało chińską podróbkę Gwiezdnych Wojen opartą na "Nowej Nadziei", "Ostatni Jedi" okazał się nawet niezły. Po kinie deszcz wyżywał się dalej nad naszym kawałkiem planety więc cóż było robić? - znaleźliśmy kemping w pobliżu naszej wypożyczalni i można, a nawet trzeba było resztę dnia się pobyczyć.
Następnego dnia zdaliśmy rano pocisk i nasza podróż dobiegła końca. Mimo problemów z ładowaniem głównie bateri drona, przeciekaniem pocisku i sprzęgłem dożywającym dni swoich udało się zrobić palnowaną trasę. Zmodyfikowaliśmy ją lekko podczas drogi by dostosować się do pogody i prognoz - cała reszta została na następny raz.
Zamieszczamy drobne filmowe podsumowanie wyprawy:
Ostatni nocleg na kempingu w punkcie "I" i zamykamy pętelkę w "J". Do nastepnego razu!
Piekne widoki, filmik swietny.
OdpowiedzUsuń