Przejdź do głównej zawartości

Wyprawa kajakowa z sekretnym jeziorem na jeziorze

 Wycieczkę zaczęliśmy od wdrapania się na punkt widokowy:


Jesteśmy nad Motuoapa czyli pierwszą większą miejscowością na szlaku SH1 z Turangi do Taupo - dosłownie 5-10 minut drogi od domu. Nad miejscowością gdzie nawet nie ma porządnego sklepu - wznosi się skałkowy klif - dawne obrzeże karteru wulkanu - tu własnie można wejść by podziwiać jezioro, przystań i półwysep bez nazwy: oddzielający Stump Bay od Motuoapa Bay.

Wyrównywanie opalenizny od sandałów - czyli po krótkiej chwili byliśmy już zwodowani: 


Odpływamy od nabrzeża:


Widok na napęd na tylną oś:


Charakterystyczne wycięcie w buszu nad Motuoapa:


Po dopłynięciu mniej więcej do czubka półwyspu udało się znaleźć kawałek mikro plaży na postój.


Oraz kąpiel:






W drodze powrotnej znaleźliśmy piracką mikro zatokę ze skałką:




Gdzie jak najwyraźniej żonka postanowiła mnie osiedlić:


Na jakiś czas...


Cast away w samych gaciach i kapeluszu:



Po doczekaniu się na powrót i zaokrętowaniu ponownie znaleźliśmy ukryte w namorzynowych krzaczorach przejście do osobnego jeziora:



Coś co wygląda jak bagno na mapie to w rzeczywistości dzikie jeziorko pełne ptactwa oraz z widokiem na Tongariro:


Suszenie i pakowanie po wycieczce:



No i jest to kolejny potencjalny punkt startowy dla Gżegżółki:)








Komentarze

  1. Ale masz fajnie, twoja żona wiosłuje :)
    poza tym to jesteście vajana z motonuj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żona daję radę mimo że jak to w małżeństwie trzeba się dostosować do tempa i iść na kompromis co do kierunku:P A co do reszty to musisz doprecyzować, bo obawiam się że ja nie habla - "Iś hajse, ja po polsku gawarit"

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Round the Goory - jeszcze raz

Wilka, jak mówią, ciągnie do lasu.  Obecnie jako że mamy już zaawansowaną jesień można raczej przy okazji dostać w lesie wilka. Jakkolwiek nie patrzeć upatrzyłem sobie pewne wyzwanie do zrealizowania nim ogarnie nas mroźna zima - uhu, ha.: Czyli w dzień dwanaście w nocy dwa - Finowie zakładaliby pod wieczór podkoszulki ale z drugiej strony pewnie by wygineli Grecy....ale do brzegu: Wyzwanie polegało na zrobieniu podobnej rundki jak kiedyś urodzinowo samochodem. Dookoła masywów Pihangi i Tihii, Tongariro z Mt Ngauruohe oraz niemalże wiecznie śnieżnego Ruapehu -  tym razem rowerem . Miało być jak za starych czasów - czyli rower, wszystko ze sobą: namiot ,śpiwór, mata, tratatata i pewnie udowodnienie samemu sobie że jeszcze cały czas mogę.  Taki to syndrom wieku średniego - nic nie poradzisz. Przygotowania do planowanej pętli prawie dwustu kilometrów trwały nieco ale i tak nie obyło się oczywiście bez improwizacji na ostatnią chwilę - tych McGyverowych, co ratują sytuację za pięć dwunast

Jak powiększyć dom o 41%?

Witajcie drodzy oglądacze. Dziś będzie trochę o pomyślnie zakończonej epopei pod nazwą "zadaszenie tarasu" lub jak kto woli powiększenie domu o 18m2. Na początku był...o dziwo projekt (tu już w wersji ostatecznej oczywiście):  A fizycznie... zaczęło się niewinnie gdyż zamierzałem wykorzystać umieszczone uprzednio w ziemi słupy na których wisiały słoneczno-chronne żagle: Projekt na początku przed wizualizacjami 3d  - jak to zwykle bywa - optymistycznie zakładał dodanie trzech słupów przy domu, potem jakieś tam ścianki, dach, okna, szuru-buru i gotowe,  ha, ha, ha. Po zdjęciu misternej żaglowej konstrukcji dwóch kwadratów i trójkąta okazało się że słupy wystawione prawie rok na działanie wiatru, słońca i deszczu wypaczyły się niemiłosiernie i nadają sie albo do prostowania albo do wykopania i na opał.   Po empirycznym sprawdzeniu iż nie da się odwinąć odkręconego na słojach słupa za pomocą namoczonej i suszonej w słońcu owiniętej okrętowej liny, nie pomaga też polewanie wodą or

Wiosenne pożegnania i powitania

 Dopiero po dwu miesiącach jestem w stanie napisać o tym słowo, choć dalej nie łatwo. Bo wkrótce na zdjęciach nie zobaczycie już więcej dwu kotów, więc dlatego.  Po dwóch tygodniach strasznego dla nas czasu postępującej niewydolności nerek odszedł od nas Dizelek.  Ma swoje miejsce już na zawsze pod swojską zasadzoną przez nas brzózką oraz w naszym sercach. Dziś tylko można wspominać te dawne czasy gdy był jeszcze małym kotkiem I nie więcej słowa o tym, bo ciężko na duszy. Tymaczasem czy chcemy czy nie (a może na pocieszenie?) wiosna nadciągnęła powolnymi krokami. Nawet gruba trawa okupująca odpływ z kuchni zakwitła wreszcie oczekiwanymi irysami: Cherry blossom przy rowerowni: Wiosenna sałatka z drzewa nad nami: Gdy już wydawało się że jest ciepło i ładnie znów zaatakowały zimne noce i nawet lokalne przymrozki trawy, a potem znów upał w dzień do podkoszulka i fale deszczu by było nam tu zielono. I nawet śnieg znów uderzył znienacka na wyspę południową u nas odpryskując zimnymi deszczowy